Piszę dalej, żeby zdążyć przed piątkowym wyjazdem na Brać.
10.08. PIĄTEK
Ranek, po wczorajszej burzy, nieco chłodny 13 st. i pochmurny. Ruszamy w dalszą drogę.Naszym celem jest Budapeszt. Ruch na drodze gęstnieje, gęstnieje też powietrze i w końcu wraca upał. W południe wjeżdżamy do ogromnego, zatłoczonego miasta. W informacji turystycznej zdobywam mapę i po jakimś czasie udaje nam się zaparkować niedaleko Wzgórz Zamkowych w Budzie. Ładnie tu, oj ładnie.
Ale ceny porządnego obiadu przekraczają granice przyzwoitości. Drożyzna straszna, więc sycimy się pięknymi widokami, panoramą Pesztu i zaliczamy kolejną wieżyczkę, pałac, pomnik (jest ich mnóstwo), wąską urokliwą uliczkę.
Wracając do samochodu odszczekuję wszystko, co kiedykolwiek powiedziałem złego o fastfoodach. Zjadamy wreszcie obiad w Burger Kingu, może to niezbyt elegancko i zdrowo, ale tanio i smacznie.
"No to teraz przeprawiamy się do Pesztu" - mówię rozmarzonym tonem, a tu moja rodzina zgodnym chórem zakrzyknęła: NIE!!!
No dobrze, też mam trochę dość tłoku, hałasu i korków, od których już się odzwyczailiśmy.
Wyjeżdżamy więc z Budapesztu i jedziemy do Komarna w Słowacji, słynącego z niesamowitej twierdzy.
Znajdujemy kemping i dostajemy klucz od bramy wjazdowej oraz mały kluczyk do tajemniczej zielonej furtki po drugiej stronie ulicy. Idziemy tam z ręcznikami, myśląc, że to umywalnie ktoś tak niefortunnie usytuował. Otwieramy furteczkę... a tam zespół basenów kąpielowych z ciepłą błękitną wodą - istny balsam dla naszych rozgrzanych ciał. Mamy szczęście.
http://komarnohotel.sk/autocamping.htmlPo kąpielach rozbijamy namiot. Gospodarz kempingu doradza inne miejsce, bo tu się zbiera woda podczas deszczu.
Wzruszam ramionami. Patrząc w bezchmurne niebo nad głową, lekceważę dobrą radę.
O pierwszej w nocy budzi nas nadchodząca burza (dogoniła nas ta z Chorwacji). Walą pioruny, leje rzęsisty deszcz. Ewa nalega, byśmy przenieśli namiot w inne miejsce. Czekam, kiedy woda wedrze się do namiotu.
Nie wytrzymuję tego napięcia i ...usypiam.
Śni mi się, że lekko kołyszę się na materacu na falach Adriatyku. Obok kołysze się Ewa i Tomek. Na brzegu jakaś mała figurka podskakuje i coś do nas krzyczy. Co ona krzyczy? ...ORKI Z PASKIEM... Czyżby tu były w wodzie orki? Nie, to coś innego... Podpływam bliżej i teraz słyszę wyraźniej: DAJCIE TU WORKI Z PIASKIEM! WORKI Z PIASKIEM!