Rybki i inne żyjątka - odcinek specjalny, głównie dla wędkarzy, ale nie tylko
W ostatniej chwili przed wyjazdem do CRO zdecydowaliśmy się z Juniorem zabrać ze sobą wędki. Oczywiści założenie było takie, że sprzętu ma być jak najmniej. Wiedzieliśmy tylko, ze ryb jest dużo.
Na miejscu przeżyliśmy spore rozczarowanie. Okazało się, że o wędkowaniu w CRO nie mamy zielonego pojęcia, a nasze starannie przygotowane zestawy na niewiele się przydadzą. Przez cały pobyt nie widzieliśmy żadnego tubylca z wędką, oni po prostu tak nie łowią. Albo wypływają łódkami w morze i zastawiają sieci, albo z brzegu na żyłkę nawiniętą na palce. U nas to podpada pod kłusownictwo, tam to chyba norma.
Przede wszystkim wybór miejsca: mieliśmy do dyspozycji zatoczkę z portem dla łódek, albo Zitną. W zatoczce Zitna teoretycznie można, wędkować ale najpierw trzeba się nieźle nałazić po ostrych jak brzytwy skałkach, a potem jeszcze uważać na pływających w pobliżu ludzi, materace, pontony, itd. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się, że w Zitnej będziemy ryby raczej oglądać (a było co). Ryb pływało mnóstwo, w większości gatunki, których nie umiałem zidentyfikować. Piękne, kolorowe, zaskakująco duże. Pływały przeważnie na bardzo głębokiej wodzie, pośrodku zatoki i przy samym dnie. Gdybyśmy zdecydowali się tam łowić, bardzo trudno byłoby ich dosięgnąć zestawem spławikowym.
W takim razie bierzemy sprzęt, przynęty, siatki i inne wędkarskie badziewie i bladym świtem idziemy z kolegą i Juniorem do portu. Wygodne zejścia po schodkach, duże fragmenty nabrzeża wybetonowane na płasko, więc jest się gdzie rozłożyć. Do tej pory fajnie: woda jak marzenie, pogoda jak na CRO standardowa, atmosfera sielankowa, żony szykują patelnie na rybna ucztę.
I w tym momencie "skończyło się rumakowanie", jak mawia nasz ulubiony osiołek ze Szreka.
Zarzucaliśmy zestawy spławikowe z waglerami (bo głęboko) i okazało się, że rybki mają w głębokim poważaniu nasze wszystkie przynęty. Nie brało kompletnie nic, albo co najwyżej jakiś paro centymetrowy narybek. Oczywiście wszystko wracało natychmiast do wody.
W tej sytuacja przestawiliśmy się na spining i tutaj już coś zaczęło się dziać. Tyle tylko, że łowiliśmy na nasze standardowe w polskich warunkach zestawy okoniowe, co w warunkach CRO okazało się o wiele za lekkie i delikatne.
Szanowni koledzy wędkarze, jeżeli chcielibyście tak porzucać, zabierzcie ze sobą wędki o subtelności kija od szczotki, solidną plecionkę i zawieście na końcu coś o wadze co najmniej 25 gram.
A oto niektóre rybki, jakie udało nam się wyciągnąć (głównie zresztą koledze):
Na początek makrelka - fajnie walczy, nieźle bierze na paprochy (tylko trzeba dać spore obciążenie) i jaka smaczna
Mała dorada, nie wiedziałem, że biorą na spining
A to chyba jakiś rodzaj morskiego okonia, proszę mnie poprawić, jeśli się mylę
Na koniec kilka innych zwierzątek, których gdzie indziej nie miałem jak wkleić.
Malutki krabik. Za każdym razem, kiedy moja żona znajdowała ładną muszelkę na pamiątkę, okazywało się, że ma lokatora.
[img]http://lh5.ggpht.com/_NmjPLFUj-dM/TMCHr3bB5hI/AAAAAAAAAUE/4vYnMnmkBsE/s800/P1050063.JPG"[/img]
Ten był znacznie większy i ładniej ubarwiony.
Te śliczne krewetki były niestety za małe na kanapkę
A to zwierzątko wszyscy mieli okazję poznać, niektórzy nawet dość boleśnie
Niestety nie udało nam się zobaczyć niebieskiej rozgwiazdy
I na koniec morski ślimak. Były wielkie, czarne, bez skorup i ogólnie nie grzeszyły urodą. Ten na zdjęciu to jeszcze dzidziulek.
Zaznaczam, że wszystkie zwierzątka wróciły do wody w stanie nienaruszonym.