Suńce przebudziło się nad ranem, otwarło oczka i jak co dzień ujrzało pochmurne niebo.
Jak co dzień pomyślało, że się rozpogodzi zanim wstanie. Kiedy Suńce przebudziło się drugi raz i ujrzało dalej zachmurzone niebo zasmuciło się. Przecież codziennie się rozpogadzało, a dziś....
- dryn, dryn, dryn- rozdzierał się budzik.
Suńce i Miś odsypiali Dubrownik i nocne zwiedzanie Korculi, więc nastawienie budzika było konieczne, bo inaczej to ciężko by było wstać na śniadanie
Z wielkimi oporami wstaliśmy z łóżka, a za oknem wciąż było pochmurno. Suńce smuciło się z tego powodu, choć przynajmniej wciąż było bardzo cieplutko, pomimo braku słońca.
Przy śniadanku próbowaliśmy zorganizować sobie jakoś dzień, ale zaskoczeni pogodą nie potrafiliśmy nic wymyślić. Ustaliliśmy, że mimo brzydkiej pogody popłyniemy na Stupe. Zabraliśmy swoje manatki i poszliśmy na przystań. Siedzimy sobie i rozmawiamy, czas sobie leci, niebo wciąż pochmurne, ale żaden stateczek nie przypłynął w tym czasie. Po 1h oczekiwania przypłynęła pierwsza łódka. Widać przy takiej pogodzie kapitanowie uznali, że nie opłaca się pływać, bo nie będzie klientów. Niestety, na Stupe kapitan nas zabrać nie chciał i proponował Badije, ale jakoś nie mieliśmy ochoty akurat tam płynąć. Miś wykorzystał sytuację i zaprosił Suńce na rowerek wodny. Zanieśliśmy swoje bagaże do pokoju i udaliśmy się troszkę popływać rowerkiem. Niestety, ale rowerek okazał się za mały na niedźwiadka.
- Czy oni nie mają rowerków w rozmiarze XXL???? - pyta Misiek.
Śmiesznie to wyglądało jak się tam wciskał
Ale dzielnie dawał rade. Popłynęliśmy do Korculi. W połowie drogi Suńce było totalnie zmęczone tym drałowaniem, ale Miś to przewidział i wyciągnął asa z rękawa- dużego Snikersa
- Masz energie
powiedział z uśmiechem na ustach.
Suńcu zaświeciły się oczka i rzuciło się na tego "bezbronnego" batonika.
Podziałało i Suńce zaczęło znów pedałować.
Misiek mógł odpocząć...chwilkę.....tak z 1min.
Ten duży Snikers okazał się niewystarczający. Podczas tej wyprawy powstały 2 nowe wielkości fizyczne:
1) to moc 1 Słonka po zjedzeniu batonika
2) to moc 1 Misia w normalnych warunkach, bez dopalaczy energetycznych
Moc 1 Słonka jest 100krotnie mniejsza niż moc 1 Misia. Rozbawione, choć zmęczone Suńce starało się choć troszkę pomagać Miśkowi w napędzaniu naszego pojazdu. Korcula od strony morskiej wygląda dosyć ładnie. Podpłynęliśmy pod mury, Suńce oczywiście popstrykało parę fotek.
Chwilka przerwy na podziwianie i odpoczynek i udaliśmy się w drogę powrotną. Niestety w połowie drogi, Suńce zaczęło odczuwać kołysanie rowerka. Fale wprawdzie nie były wielkie, ale to i tak wystarczyło, aby zmóc Suńce.
- Musze wysiąść- powiedziało Suńce.
- Gdzie, na środku zatoki?? - dparł Miś.
Suńce myślało, że nie dopłynie. Miś widząc co się dzieje, wrzucił trzeci bieg. Kiedy tylko rowerek dobił do brzegu Suńce było tak wykończone, że nie miało siły wysiąść. Po tej wycieczce Suńce z 1h odchorowywało tą wycieczkę na plaży. Obudziły nas drobne krople deszczu. Takie cieplutkie kropelki. Mmmmmm- miłe to było. Postanowiliśmy wykorzystać to pochmurne popołudnie i udaliśmy się na degustacje winka.
Niestety, podczas spacerku tam, chmurki się rozeszły, pojawiło się słońce i zaczęło grzać.
Po udanych zakupkach resztę dnia Suńce i Miś spędzili przy hotelowym basenie. Nie było to turkusowe morze, ale i tak milutko spędziliśmy tam czas.
Następnego dnia Suńce i Miś oraz także parę innych osób udaliśmy się do Pupnatskiej Luki.
Przejazd mieliśmy zorganizowany, więc z bardzo dużą ochotą się tam wybraliśmy.
Suńce siadło sobie w 1 rzędzie, obok kierowcy, aby stawić czoła tym krętym zakrętom, które Chorwaci tak ścinają. Ale było trochę autek na drodze, więc za szybko nie dało się jechać i wyprzedzać. Więc droga minęła spokojnie. Zatrzymaliśmy się na chwilkę na górce, u podnóża, której była ta zatoka. Suńce bardzo się cieszyło, że nie wpadło na pomysł, aby iść tam na piechotę. W Pupnat, koło przystanku autobusowego był drogowskaz, do tej zatoki jedyne 3h z hakiem- czyli w obie strony 6h, może 7h, bo w końcu pod górkę to się wolniej idzie.
Sama zatoka jest piękna, turkusowa- jak każda zatoka, którą tam odwiedziliśmy. Jest więcej cienia niż na Bacvie. Od Bacvy różni się jeszcze brakiem grot i jaskiń do zwiedzenia.
Tak więc mając do wyboru te dwie zatoki stwierdziliśmy że ładniejsza i bardziej warta zwiedzenia i plażowania jest Bacva. Ale to nasze zdanie, nasz kierowca- rodowity Chorwat- znów twierdził, że Pupnatska Luka jest o wiele piękniejsza od Bacvy.
Więc to kwestia gustu
Ogólnie zatoka jest piękna, na pewno jest więcej ludzi, ale także sama zatoka jest większa. Popływaliśmy sobie, porobiliśmy fotki, poleniuszkowaliśmy sobie na plaży.
Niestety czas szybko leciał i trzeba było się powoli zbierać z powrotem. Autko zawiozło nas do hotelu. Jakie to miłe uczucie jak się wygodnie jedzie pod górkę. Po drodze minęliśmy parę, która dreptała pod górkę, widać było, że są zmęczeni. Suńce spojrzało na Miśka- oboje mieliśmy ten sam wyraz twarzy, mając w głowach wspomnienie jak my tak drałowaliśmy pod górkę z Bacvy. Duże współczucie dla nich, ale nie mieliśmy już miejsca, aby ich podwieźć. A nasz kierowca przez otwarte okno i z bananem na twarzy:
- Ciężko, co?? He he he
Suńce znowu spojrzało na Miśka. Głęboki oddech. No cóż, nie mogliśmy im pomóc.
Późne popołudnie spędziliśmy na świeżo odkrytej przez nas plaży przy domkach. Było tam mało ludzi, ładna zatoczka z widokiem na Orebic. Jej minusem było tylko bliskie sąsiedztwo stacji benzynowej dla łodzi i statków. Ale nie było czuć benzyny. Ale zawsze to jakiś minus.
Dziś jest ostatni dzień naszego pobytu na Korculi. Mimo, że wyjazd mieliśmy wieczorem, postanowiliśmy, tak na wszelki wypadek, nigdzie się nie wypuszczać i spędzić dzień w okolicach hotelu. Pierwszą część dnia spędziliśmy na plaży przy domkach, niedaleko hotelu, drugą część na basenie, a potem ruszyliśmy na obiad do miasta. Jak się okazało, nie obyło się bez ostatniej przygody. Wiele razy jak szliśmy do miasta to widzieliśmy drogowskaz, że do pizzerii jest 50m. Postanowiliśmy nie iść do miasta, bo to był kawałek. Szliśmy jak drogowskaz wskazywał.
- Kurde, oni tu nie mają pojęcia o odległościach- zaczyna marudzić Misiek.
Obeszliśmy teren w koło, aż dotarliśmy do winiarni, w której kupiliśmy winko.
Super, pizzerii nie ma, czas ucieka- szybka narada. Ruszyliśmy szybkim krokiem do miasta. Do odjazdu została 1h. a my dopiero byliśmy w połowie drogi do Korculi. Trzeba jeszcze zjeść i wrócić. Szybkim krokiem wymijamy innych turystów. Pierwsza knajpa z pizzą, była blisko samego centrum. Siadamy, zamawiamy i czekamy, co chwilkę nerwowo zerkając na zegarek.
-Najważniejsze, aby zdążyli przynieść ta pizzę, najwyżej weźmiemy ja do autobusu- stwierdza Suńce ucieszone, że da się jakoś połączyć posiłek z byciem na czas w busie.
Znowu nerwowe zerknięcie na zegarek.
- Na dojście potrzebowaliśmy 25min. Więc zostało 35min- wylicza Misiek.
- W 35min muszą pizze zrobić i trzeba ją zjeść?? - ekstra, cieszy się Suńce.
Czekamy i czekamy i czekamy. Kelnerka gdzieś się zmyła, kelner też.
- Od naszego zamówienia minęło 7min a oni dopiero pewnie poszli ja robić- stwierdza Suńce.
Czas mija, my czekamy a ich nie ma.
- Idzie kelnerka z pizza- drze się Suńce do siedzącego naprzeciwko Miśka.
- Tylko się nie wywal na tych schodach- mówi w myślach Suńce.
Pizza podana. Rzucamy się na nią, jak byśmy nie wiadomo ile nie jedli. Choć faktycznie, byliśmy głodni.
- Ile jeszcze mamy czasu- pyta Suńce
- Ze 20 min- odpowiada Miś.
Wiec zwolniliśmy tempo. Oboje stwierdzamy, że nie za rewelacyjna ta pizza, nie ten pyszny ser. To nie taka pizza, którą przyzwyczailiśmy się jadać w Chorwacji.
Najedliśmy się do granic możliwości. Dwa kawałki, których Suńce już nie wcisnęło, spakowaliśmy na drogę i udaliśmy się do hotelu. Suńce ledwo wyszło z pizzerii i zaczęło się drzeć o loda.
- Przecież nie mogłaś już zjeść pizzy, a loda zmieścisz??- dziwi Misiek.
- Czekoladowy poproszę - odparło z uśmiechem Suńce.
Misiek już nie mógł odmówić i spełnił życzenie swojego Suńca.
Pierwsze skosztowanie czy było warto.
- Rany, jaki dobry. Kup sobie- mówi Suńce do Miśka.
- Nie chce, ja mam dosyć- odparł Misio.
W życiu nie jadłam tak dobrych lodów jak tam. Były przepyszne.
Suńce bardzo żałowało, że odkryło tak pyszną rzecz na 25min przed odjazdem do domku.
A przechodziliśmy tej lodziarni, co najmniej 2 razy dziennie.
Niestety cała drogę do busa Suńce trzymała silna kolka, co spowodowało dziwne spojrzenia napotkanych ludzi, bo Suńce szło zgięte w pół, jęczało, że boli, a pomimo tego dalej jadło loda z bananem na twarzy. Nie było czasu, aby się zatrzymać, aby pozbyć się tej kolki, musieliśmy iść na busa. Nie mogliśmy także zmniejszyć tempa. Okropieństwo. Misiek miał niezły ubaw, a Suńce bardzo cierpiało. Ostatni zabraliśmy bagaże z przechowalni i ustawiliśmy się pod busem. W czasie gdy podchodziliśmy do autokaru, kierowcy otworzyli już luki bagażowe. Tak więc zdążyliśmy, nie musieli na nas czekać.
Droga minęła na szczęście spokojnie. Powrót do domku i brutalne zderzenie się z codzienną rzeczywistością. Koniec pięknych widoków, błogiego lenistwa. Nadeszła pora na powrót do normalności. Suńce musiało zacząć naukę, bo miało 2 egzaminy. Dla świętego spokoju, kartę ze zdjęciami oddało siostrze do schowania, aby nie korciło do oglądania, bo wtedy z nauki nic by nie wyszło.
W pamięci pozostaną nam jednak nasze przygody, których nie brakowało i może pojawią się plany na przyszły rok....