Niedziela 15.06.2014
Hmm
wstaję z rana i człapię do okna. Kurtka na wacie pogoda jak nad Bałtykiem, ale przecież nie pojechałem nad Bałtyk, to nie tak miało być, niektóre z planów trzeba będzie zredukować. Walę się jeszcze na trochę do łóżka, nie ma sensu wstawać rano.
Niebo dalej zasnute ciężkimi chmurami zapada zatem decyzja, że jedziemy do Korculi a po drodze szukamy Kościoła.
Sprawdzam jeszcze rano czy nie porwało w nocy mojego „pontonu” zaparkowanego na wodzie, ale pływa dzielnie na powierzchni. Ok. no to szykujemy się do wyjazdu. Mamy tylko po jednej bluzie nie za grubej, nie mamy kurtek, parasoli a dzisiaj zaledwie 22 stopnie i mocno wieje. No nic trzeba być twardym.
Niestety spóźniamy się na Mszę w Blato, zatem po drodze wpadamy do Żrnova i tam zdążamy dosłownie na styk. Potem już lecimy do Korculi, mijając za rondem duży market Tommy z pięknym widokiem na starówkę Korculi oraz Peljesac.
Pogoda kiepska, ale dobrze, że chociaż nie pada.
Parkujemy na płatnym parkingu zaraz przy porcie w cenie 10 KUN /h i ruszamy na pierwszą wizytację miasta.
Morze jest bardzo niespokojne, wiatr mało łba nie urwie.
Miasto bardzo mi się podoba na pierwszy rzut oka. Kręcimy się po uliczkach starówki, wypijamy w międzyczasie kawę (8 KUN) i wciągamy po domowym ciastku (10 KUN) w jednej z kafejek.
Spacerując oglądamy piękny widok na Peljesac a dodatkowo jest mało ludzi a to dla mnie podstawa, bo nie trzeba się rozpychać itp. a ja do dużych nie należę.
W dali Orebic
W sezonie jest tu chyba masakra i bardziej po południu nie da się tu po prostu przejść
Oglądamy jeszcze załadunek na prom, ciekawe akcje można zaobserwować, trochę się uśmiałem a trochę mi ręce opadły co ludziska wyprawiają, no ale nic, zapakowali się wszyscy.
I jeszcze raz wracamy w miejskie uliczki
Acha i to jest niewątpliwy cud architektoniczny. Ponieważ wszystko w Korculi jest związane z Marco Polo, zatem sądzę, że te skarpy i gacie należały również do niego.
Najlepsze, że ta wystawa wisiała tuż obok restauracji
Łazimy dalej
Po Korculi rzucamy beretem obok i uderzamy jeszcze do Lumbardy.
Po drodze
Maniust się pewnie na mnie pogniewa, ale przyznam szczerze, że Lumbarda nie przypadła za bardzo do gustu. Może to kwestia fatalnej pogody tego dnia, światła itp. Pewnie przy ładnym słońcu miałbym nieco inne wrażenia.
Niemniej piździ jak wiadomo gdzie, popaduje jednym słowem jest do d…y.
Do plaż za Lumbardą nie dojeżdżamy, w sumie po co, przecież i tak nie będziemy tam leżeć i się opalać.
Zatem tym razem robimy objazd z drugiej strony wyspy od dołu i wylatujemy na skrzyżowaniu przy Grscicy, jadąc przez Pupnat, Carę, Smokvicę, oraz obok zjazdu na Pupnatską Lukę.
oraz Brnę, która za bardzo mi się nie spodobała. Tzn może tak, miejsce bez szału, „nasza” Prigradica bardziej nam się podoba.
Przed Prizbą w Priscapac stajemy na jedzonko.
Miejsce ciekawe, ale pewnie w sezonie na miejscu gnieździ się spory tłum z okolicznych apartamentów i przyjezdni a z parkowaniem może być problem. Ale wpaść tam można i może być sympatycznie. Na wąskim przesmyku łączącym wysepkę z lądem są dwie mini plażyczki na dwie strony, zajęte przez kilka leżaków hotelowych. Jest też mini basenik dla dzieci, bardziej brodzik. Plaża i woda w stronę wschodnią chyba ciekawsze
Na środku wysepki w krzakach jest malusieńki plac zabaw dla dzieci. Można również podziwiać ładne widoczki i skałki
Wracam dookoła (to niebieskie co wystaje to ten brodzik, jak byliśmy był bez wody)
Wracając widzimy na drodze samotnie błąkające się trzy psy co kilka km i to całkiem daleko od wiosek, no cóż nie możemy ich niestety zabrać. Nie wiem czy ktoś je wyrzucił czy uciekły. Biedaczyska
Po południu udajemy się jeszcze na plażę, taka trochę urlopowa nuda, no cóż robić innego skoro o opalaniu można zapomnieć w taką pogodę. Sprawdzam prognozy na komórce i ogarnia mnie jeszcze bardziej ponury nastrój
Idziemy na spacer jak niemal co dzień do portu mijające „miejscowych”, one są świetne
… i Partyzant
Widok na Prigradicę z portu
Jak codzień przypływa rejsowy, prawie pusty katamaran, nie wiem jak im się to opłaca
Coś źle ustawiłem w aparacie tzn tryb tematyczny i taki ło zdjęcie wyszło
Ci panowie to bracia, niemal codziennie po 19 przychodzili łowić, wszystko każdego dnia odbywało się wg ustalonego schamtu bo przychodził jeszcze pan odbierający liny z katamaranu, pan na Komarku podjeżdżał, normalnie zegarek można ustawiać
W międzyczasie ucinam sobie pogawędkę z jednym z panów i mówi, że takiego kiepskiego czerwca nie pamięta od 40 lat…
Acha łowił na ciasto na grunt: oliwa, chleb, nieco startego parmezanu i co chwilę wyciągał rybki podobne do sardynek tylko ciut większe.
No i kolejny dzień upłynął, na pewno nie stracony, ale ze sporym niedosytem pogodowo – opaleniowym.
CDN