Re: Korčula 2014 , ten "mały Dubrovnik" potrafi zachwycić ..
Dobra dziewczyny , nie ma co tu dywagować dalej nad "ptaszkami i jedziemy dalej z tym "koksem".
c.d.
Tak więc czas się przeprawić znów na
naszą wyspę.
Ostatnie zdjęcia i pakujemy się na statek.
Walnąłem se nawet
panoramkę.
I płyniemy z powrotem na Korculę .
Po drodze jeszcze nie mogłem się oprzeć.
Poniżej jedna z moich ulubionych fotek.
My powoli dopływamy , a nad nami zbierają się coraz bardziej ciemne chmury.
Ja pierdziu zaraz będzie normalnie
pompa z nieba......
-I co teraz ?!
W momencie jak zeszliśmy ze statku , masakrycznie lunęło
.
-gdzie ja jestem w PL czy w Cro do jasnej cholery?!
Biegniemy zatem szybko do murów Korculi , no i trza się gdzieś schować , a najlepiej gdzie , w "knajpie".
Łazimy zatem od konoby do konoby , wszędzie full ludzi , nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł by się schować gdzieś przed tą "pompą".
Wpadamy zatem znów do tej samej "knajpy" gdzie wczoraj
wcinaliśmy kalmary , jednak na zewnątrz nie ma szans nigdzie usiąść , bo zacina ta pompa jak "cholera" , wpadam więc do środka i ....JEST... ostatni wolny stolik.
Kelnerka przyniosła menu to tradycyjnie :
-Ożujsko veliko molim i pepsi mali! (dużych pepsi nie ma tylko 0.3 l. )
Żona zamawia .....
Doradę , ja mam problem , bo hobotnicy nie ma , kalmary były wczoraj , pizzy już mam narazie dosyć i w ogóle to "szału" nie ma w tej knajpie.
W menu jest jakiś "svinski kotlet" czy jakoś tak , nie pamiętam już.
-Okey to ten svinki schabowy molim !
Po chwili kelnerka wraca i mówi , że Dorady...... nie ma.
Masakra jeszcze nie ma "szczytu" sezonu i nic nie ma.
Żona zamawia spaghetti carbonara.
Tragedia by w Cro jeść takie coś , ale tłumaczymy to tym , że trza przeczekać tą ulewę i jesteśmy już trochę głodni.
Kelnerka przynosi .......
Szczerze to była to nasza największa porażka obiadowa w tym roku w Cro , kuny kompletnie wywalone w błoto.
Asia mówiła że "szpageteria" była mdła , a mój "kotlet" nie doprawiony i suchy.
Nawet ja nie chwaląc się i nie będąc "Masterszefem" zrobię lepszy niż to "shit".
Ta "knajpa" do skreślenia , o ile wczoraj kalmary rewelacja dziś się nie popisali.
Dochodzi 17:00 , za 15
minet mamy autobus do Lumbardy.
Pędzimy w te pędy na "dworzec autobusowy" , trudno to tu nazwać dworcem , bo przystanków nie ma , rozkładu też kompletnie żadnego , tylko stoją dwa autobusy.
Jeden miał napis Lumbarda-Korcula , w środku siedzi "drajwer" to pytam :
- do Lumbardy ?
Ten zaczął mi tłumaczyć , że jest niedziela i on jedzie , ale kurs ma dopiero o 19:05.
- o której kur........?! Nie wierzę , przecież jak wół mam fotkę z rozkładem z przystanku z Lumbardy w aparacie i pisze 17:15 - Korcula-Lumbarda.
Super nie dość , że punktualność ichnich środków komunikacji "mniamniuśna" , dworzec to jakieś dziwadło , to jeszcze w Lumbardzie wisi nieaktualny rozkład jazdy.
-no rewelacja nas urządzili!
-matka ja tu nie będę kwitł prawie 2 godziny !
Jak tak leje!
-idziemy na TAXI , w dooopie przeboleję te 100 kun.
-chodż tam są Taxi !
Hasło Taxi słyszy jakaś starsza para Niemców też chyba zgłupieli , co się dzieje na tym 'dworcu" i lecą za nami.
Pytają :
-Lumbarda?!
-Jawol! (tyle po niemiecku potrafię , aha jeszcze potrafię "hedne hoł"
)
Te się nam pakują to
taryfy , okey zawsze to 50 kun w "suchym".
.....ale to nic .....
Jedziemy do Lumbardy , a szkopy nie wiedzą nawet , ile ta
taryfa kosztuje.
-Misiaczku te chyba nie na
krzywy ryj?!
Asia wzrusza ramionami , sama nie wie.
Okey jak dojedziemy to się z nimi rozprawię.
Wysiadamy "Niemra" pyta:
-wieviel?! Oooo tyle to ja też kumam .......
Teraz tylko jak mu powiedzieć , że 50 kun?!
Pokazuje na palcach "5" , starszy Niemiec grzebie po klepakach.
-nie 5 kun ........tylko 50 !!!!!!!!!
Ten nic nie kuma ....
-50 !
....co za baran nic po Polsku nie kuma .
Żona :
-fifty! ten
masakra , po angielsku też nic nie kuma
Zaraz mnie coś trafi , z tym analfabetą!!!!
Tu nie wiedziałem jak mu dalej powiedzieć , a dość ciężko to opisać na forum , to pokaże wam jak "język migowy" jest językiem międzynarodowym.
-aaaaaaaaaaa .......
Skumał , ale jaja ! uffffffff.........
-wiesz co matka , ja bym coś golnął mocnego!
Wcześniej idąc spacerkiem po Lumbardzie mijaliśmy babcię , która stała z rakiją , to dawaj ten kierunek...
Babcia siedzi , ale ciężko się coś z nią dogadać , ale naprawdę sympatyczna i wesoła kobitka.
Idzie jakiś dziadek , chyba synek babci , bo ciut młodszy wiekiem.
-Rakija?!
-Polska ?!
-Polska ! Polska! .......skubany skąd od razu się skapował.
-rakija wisnia ?!
-ne trawarica , orachowica i wino !
-wisna?!
-ne !
-Okey koliko trawarica?
-četrdeset pet litra! .......paprubuje?!
-okey dawaj !
Nalał , walnąłem , ryj mi wykrzywiło na wszystkie strony , ale ma "kopnięcie" .......
Wzięliśmy litr.
-orachowicy?
-okey dawaj paprubujem !
Nalał , walnąłem , to samo ,
-wino koliko?!
-trideset litra !
-okey to hwala ljepa!
Daje mu stówę , a dziadek poleciał po wino i nam daje i mówi że za 15 kun odda.
-Okey !
Za stówę jest co wychlać........
No to po zakupach , trza do "domu".
Poczytaliśmy prasę z Polski , walnęliśmy z Asią po parę kielonków , znaczy ona wino ja trawaricy i lulu.
Laku noć
c.d.n.