Odc. 3 pt. "Jedziemy c.d."
(
czyli w końcu...znowu w Chorwacji)
Z Wiednia wyjeżdżamy przed świtem.
Kontrolka paliwa zapaliła się jeszcze wczoraj, więc zaraz po wjeździe na autostradę w kierunku Graz szukam czynnej stacji benzynowej. Nerwy zostają wystawione na próbę, bo takowa trafia się dopiero po prawie 50 km, pod Bad Fischau. Tankuję (jak zawsze) lepszy ON, ale rzut oka na cenę...i jeszcze kiedy paliwo leje się do baku, szybciutko uruchamiam w głowie kalkulator: za tą przyjemność zapłacę 6,40 zł od litra (!) No dobra, wakacje, no stress...Ale przy płaceniu znów coś: nie przechodzi płatność moim MasterCardem. Ten sam problem miałem wczoraj w sklepie - co jest z nie tak z tą Austrią? Na szczęście, drugi MasterCard (przypisany do tego samego konta) przechodzi. Strange. Wyjeżdżając na A2, zauważamy, że budynek restauracyjny za stacją odznacza się
ciekawą architekturą...no tak, to przecież jeden z projektów Friedenreicha Hundertwassera, "austriackiego Gaudiego". Obowiązkowe foto i dalej w drogę.
Do słynnego zjazdu 226 na Gersdorf dojeżdżamy już bez postojów. Kątem oka dostrzegam tłumy samochodów na Raststation Gralla. Niejeden kierowca pewnie właśnie przeklina stojąc w kilkunastominutowej kolejce do dystrybutora, że nie zatankował wcześniej. Cóż,
Grallę każdy zna, tak jak przejście w Macelj...
Austriacko-słoweński Mur graniczny
Wczesnym porankiem śmigamy tak szybko jak miejscowe władze pozwalają przez południowostyryjskie wioski. Wpół do siódmej przejeżdżamy granicę austriacko-słoweńską na rzece Mur. Mijając Ptuj, zatrzymujemy się na "naszej" stacji Petrol (za pierwszymi światłami po lewej). Jest tam bankomat, dobrze zaopatrzona stacja (ciepłe przekąski), czysty i łatwo dostępny (dla dzieci) wucet, wreszcie stolik, przy którym w promieniach mocno już dającego się we znaki słońca konsumujemy śniadanko, z zaciekawieniem obserwując pobliski kolejowy szrot (zwłaszcza młody był zaciekawiony).
Kolejowy szrot w Ptuju
Dalej do "słynnych" świateł w centrum Ptuja. W lewo na stary most, prosto stare miasto, w prawo na rondka. My w lewo i dalej główną drogą, potem lewo-prawo i jedziemy na Ptujską Gorę i Majšperk.
Ruch minimalny, pogoda piękna, na lewo krówka, na prawo łąki łan i tak się toczymy w kierunku Rogatca. Konstatuję, że z dwóch wariantów trasy Ptuj-Rogatec, podróż drogą 690 i potem 432 (czyli przez Majšperk) jest wygodniejsza od jazdy 690 (w kierunku Videm) i dalej 689 (przez Žetale). 432 nie jest tak kręta jak 689, wydaje się być także szersza.
Pogranicznicy z Dobovca cieszą się chyba na widok samochodu z polskimi blachami (jesteśmy jedynym autem na przejściu) - w końcu można kogoś zmierzyć surowym spojrzeniem, sprawdzić, czy kierowca (jako jedyny jestem posiadaczem paszportu biometrycznego) nie przejechał kozy ani nie zwędził mljecnego namaza podczas ostatnich wakacji w Cro, wreszcie oddać dokumenty. Chorwacjo, meldujemy się!
Gdzieś na A1
Chorwacka A2 jest równie pusta jak słoweńskie opłotki. Bez żadnej zwłoki mijamy bramki przed i za Zagrzebiem. Tuż przed węzłem Bosiljevo szybka zmiana kierowcy, Ania obejmuje stery. Mła uderza w kimono i tym razem prawie udaje mi się zdrzemnąć, a już na pewno odpoczywam.
Pani kierowniczka tymczasem "zalicza" wszystkie najważniejsze
tunele na trasie (jak potem przyznała, nie obyło się bez lekkiego stresu), z najdłuższym (Mala Kapela) i najsłynniejszym (Sveti Rok) na czele.
Sveti Rok
Na postoju
Tym razem obyło się bez skoku temperatury za Svetim Rokiem (zmiana zaledwie o 1 stopień). Zaraz za nim, krótki postój i hop siup, zmiana dup, czyli kierowniczka ma dość, a że kierownik odpoczął, a dzieci nie protestują, to jedziemy dalej, choć niedługo i tak stajemy na obiad i rozprostowanie nóg. W międzyczasie, włączona cały czas niewiadomo po co (przydała się raz, w Słowenii za Ptujem)
nokia z nawigacją pada. Przyda mi się dopiero po zjeździe z A1, więc podłączamy telefon do kupionej przed wyjazdem ładowarki. Nie działa? Ania podłącza swojego HTC. Działa. Nokia? Nie działa. TAK, WTYK TAKI SAM. Cóż, mam nadzieję, że to tylko chwilowe przegrzanie.
Ok. 14 dojeżdżamy do węzła Dugopolje (zjazd na Split) i czas podjąć pierwszą decyzję: czekamy 3 godziny na prom na wyspę, czy
jedziemy dalej? Wobec ogólnego wysokiego morale na pokładzie i zżerającej kierowcę ciekawości jak wyglądają drogi (i widoki) TAM NA POŁUDNIU, decydujemy się jechać do końca autostrady, czyli do Ravcy (odcinek do Vrgorac zostanie udostępniony kierowcom tydzień później).
Pustooooo...
Po minięciu Splitu rzucają się w oczy dwie rzeczy: po pierwsze, ruch (i tak niewielki) zmalał do minimum. Rzadko mamy w zasięgu wzroku więcej niż kilka aut, przeważnie tych samych (chyba nikt z nas nie używa tempomatu
). Po drugie,
krajobraz za oknem się zmienił: roślinność już nie jest taka bujna, zamiast drzew - krzewy i zarośla, zamiast traw - kaktusy. Mnie się podoba
W drodze do Vrgorac
Wpół do czwartej zjeżdżamy z A1 (płacąc kartą za przejazd, sprawdziłem, czy automat nie skasuje mnie jak vana z powodu dachowego boksu, ale nie - wszystko w porządku) i kierujemy się w kierunku Vrgorac. Tam przystaję przed znakiem w centrum. Prosto: Metković/Dubrovnik, ale my rozważamy jeszcze prom odpływający niedługo z Ploče, wybieram więc drogę w prawo. Oj, tu przydałby się gps lub dokładniejsza mapa, ale...nie spieszymy się przecież. Bardzo
krętą i stromą drogą zjeżdżamy w kierunku morza. Na dole krajobraz jest zgoła inny, zieleni więcej, nawet jakaś rzeczka tu płynie. Ploče tuż-tuż, a ja już wiem, że jedziemy dalej. Przecież nieprędko będzie mi dane jechać znów tą drogą...
Żyzna dolina w okolicy Ploče.
Ciąg dalszy nastąpi...i to wkrótce.