Odc. 8 pt. "Odkryć plażowych ciąg dalszy"
(
czyli plaże Bačva i Žitna omówione w całej rozciągłości )
Na półmetku wakacji decydujemy się kupić dla naszego czterolatka mały pompowany materac z uchwytami (za kilkadziesiąt kun w Tommym w Velej Luce). Od razu załujemy, że nie zrobiliśmy tego na początku pobytu. Mały, dodatkowo w rękawkach, nie chce wychodzić z wody (a wchodzić do niej bez materaca).
Dziś plażujemy na Bačvie, dojazd do której opisywałem w poprzednim odcinie relacji. Na zaimprowizowanym parkingu przy plaży stoi kilka aut. Do plaży idzie się ścieżką 2-3 minuty. Przy samej plaży nieotynkowany budynek, trwają prace przy prowizorycznym zadaszeniu tarasu. Hmm,
czyżby konoba szykowała się na sezon?
Na Bačvie
Sama plaża faktycznie wygląda jak pomniejszona Pupnatska Luka. Głęboka na kilka metrów (a więc max 2 grupy plażowiczów, za wyjątkiem szerszej części dalej od wejścia), szeroka może na 30 metrów. Pod nogami/plecami jak zwykle średnich rozmiarów otoczaki, z tyłu trochę kamieni. Zatoczka węższa, podobny widok (na Lastovo). Z wody można podziwiać przełęcz między dwoma masywami górskimi. Ładnie.
Nie sposób uciec od porównań z Pupnatską Luką. Która plaża lepsza? Zależy, co kto lubi. Gdyby Bačva była pusta, z pewnością zyskałaby w naszych oczach, ale obiektywnie rzecz biorąc, nie jest tu tak ładnie jak na Pupnatskiej. Mniejsze nie zawsze znaczy lepsze
Choć oczywiście i tak nam się tu podoba: Bačva niniejszym wskakuje na
drugie miejsce naszych ulubionych korčulańskich plaż.
Pupnat. Za kościołem Konoba Mate.
Wracając, postanawiamy dać szansę reklamującej się przy głównej drodze konobie Mate w Pupnacie. Pupnat to spora wieś położona w interiorze wyspy, choć - jak czytam w broszurze informacyjnej - kiedyś położona była na północnym wybrzeżu Korčuli. W tym rejonie góry są najwyższe (z najwyższym szczytem wyspy - 569 m n.p.m.). Podjeżdżamy pod konobę, pora sjesty,
życie zamarło - chyba wyjedziemy z Pupnata głodni.
Stary dom w Pupnacie
Ale nie, na widok samochodu młoda kobieta wyłania się z domu. Można zjeść, polecają własnoręcznie produkowany makaron. Zamawiamy go dla naszego makaronowego smakosza, faktycznie pyszny. Ciekawe jak oni robią w nim te dziurki? Na aperitif podają nam travaricę (oczywiście własnego wyrobu). Sami wybieramy spośród mięs - w końcu o ryby tu trudniej niż nad morzem. Fantastycznie smakuje
duszona jagnięcina (z zielonym groszkiem i innymi warzywami, w pysznym sosie) - palce lizać (dosłownie!). Oczywiście wysączamy jak zawsze pyszne (a w upalne dni jak ten, wyjątkowo dobrze gaszące pragnienie) białe wino. Bez niego nie wyobrażamy sobie wakacyjnego obiadu
Wyjątkowo wymęczeni upałem resztę dnia spędzamy w naszej kwaterze, nawet nie wyściubiając okna poza klimatyzowany salon i ocieniony taras. Wieczorem okazuje się, że kulminacja upału i duchoty zwiastowała nadejście powiewów chłodniejszego niż dotąd wiatru. Na wspomnienie bury z początku września 2008
aż się wzdrygamy. Choć tym razem mieliśmy dobrą pogodę przez chociaż połowę pobytu w Cro... W wyobraźni już widzimy pozostający nam tydzień spędzony na spacerach w długim rękawie i zero plaży. Ale zobaczymy rano.
W sobotni poranek okazuje się, że nie jest wcale tak źle. Temperatura powietrza spadła, ale...do 28 C. Tragedii nie ma, ciekawe jak woda. Po ostatnich dalszych eskapadach, tym razem obieramy kurs na Zavalaticę - z mapy wynika, że dojazd w pobliże plaży biegnie wyłącznie po asfalcie
Widoki w drodze Prigradica - Babina. Widoki prawie jak z naszego tarasu - Hvar, Velebit, Pelješac...
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie utrudnił sobie drogi - postanawiam sprawdzić, jak wygląda droga biegnąca wzdłuż północnego wybrzeża wyspy w kierunku wschodnim. Jedziemy, jedziemy, asfalt zanika, mijamy osady z malutkimi zatoczkami i skałkowymi plażami. Po jakichś 20 minutach mało ciekawej drogi docieramy do wsi Babina. Z dalek wygląda ładnie, ale po przybliżeniu zdjęcia zoomem nie mamy ochoty badać leżącej w dole plaży. Jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża, wspinając się coraz wyżej. Miejscami droga (nieutwardzona) ma szerokość jednego samochodu z niewielkim zapasem, w dodatku jest
niebezpiecznie pochylona w stronę morza. Po kolejnych 20 minutach mordęgi na dwójce w końcu wylatujemy na główną szosę, gdzieś w okolicy zjazdu na Čarę. Stamtąd już rzut beretem do Zavalaticy. Objeżdżamy miasteczko, które jakoś nie rzuca nas na kolana, plażę w porcie darujemy sobie, szukamy natomiast dojazdu do położonej tuż obok wioski plaży Žitna, o której czytaliśmy w relacjach na cro.pl.
Žitna - widok z góry
Schodki na plażę
Okazuje się, że można zaparkować albo przy boisku do koszykówki na górce, albo jechać dalej drogą obok niego i zatrzymać się przy schodkach (miejsce na jakieś 10 samochodów). Tam też stajemy i schodzimy w dół. Tam wita nas piasek, wąziutka, acz głęboka plaża z jednym domkiem, zamieszkanym zresztą. Ze względu na ten dom, czujemy się, jakbyśmy byli intruzami na
czyjejś prywatnej plaży. No, ale wiedząc, że pojęcie "prywatnej plaży" (tudzież wybrzeża) w Chorwacji nie istnieje, rozkładamy manele prawie przy samej wodzie.
Za plecami słyszymy polską mowę (nawiasem mówiąc, Žitna okazała się być jedyną, poza Lumbardą, plażą, gdzie spotkaliśmy rodaków). Znajomości nie zawieramy, ale słyszymy, że "woda dziś zimna coś". Fakt, że chłodniejsza (pewnie wskutek bury), ale ogólnie ciepła, przynajmniej jak dla nas.
Sama zatoczka jest b. wąska w porównaniu do dotychczas odwiedzanych plaż. Przy samej wodzie i na płyciźnie trochę otoczaków, a dalej piasek. Dziwny zresztą piasek, bo zalegający bardzo cienką warstwą na skale, w zapachu
trącący zgnilizną. Ale dzieciom się podoba
Po 3 godzinach stwierdzamy, że chwatit i kierujemy się w stronę vinariji w Smokvicy. Dzieci jakimś cudem nie śpią, więc młody podsłuchuje, że idziemy "
do dziadka po wino". Jak się później okazało, myślał, że w środku spotka swojego dziadka i bardzo się rozczarował, tym bardziej, że "nasz" dziadek miał już co nieco w czubie i chwycił naszą pociechę na ręce, jak to na dziadka przystało. Oj, długo musieliśmy malucha potem uspokajać
Z prawej duma vinariji, dziadkowy "szampion".
Wieczorem obserwujemy ciąg dalszy chłodniejszego wiatru. Tu, na północy wyspy, bardziej daje się on we znaki niż na południu. Choć pamiętamy, że na początku naszych wakacji było dokładnie odwrotnie. Pada decyzja: jutro wycieczka na stały ląd.
Dokąd się wybierzemy? O tym napiszę jutro.