Środa, 29 lipiec 2009.
Zapada decyzja - Szybenik. Nie zwlekając zbytnio siadamy w samochód i w drogę, może uda się uniknąć korka na moście. Nie udało się, kolejna lekcja pokory zaliczona. Ale co tam, jedziemy. Opuszczając Trogir kierujemy się na Seget Gornji, Prapatnicę i dalej drogą 58 w kierunku na Szybenik. Autostradę zostawiamy w spokoju, chyba nie ma sensu się na nią pchać. Droga wydaje się być trochę monotonna, jedzie się śródlądziem, na szczęście nie jest to bardzo daleko i za niedługo ukazuje nam się w oddali zarys Szybenika.
Po wjeździe do miasta udaje nam się namierzyć parking na rogu ulic Fra Jeronima i Milete. Troszkę samochodów tam już jest, jednak udaje się z łatwością znaleźć wolne miejsce. Wysiadamy z samochodu i... żar oblewa nas z nieba. Cóż, będzie dziś upalny dzień.
Wychodząc z parkingu cofamy się trochę ulicą Fra Jeronima żeby po chwili wejść na targowisko. Lawirując pomiędzy labiryntem straganów usiłujemy przedostać się w kierunku wybrzeża. Idziemy trochę na czuja, ale udaje się. W końcu docieramy do promenady, po prawej stronie wyłania się stare miasto. Zagłębiamy się w wąskie uliczki chłonąc atmosferę tego miejsca. Aha, zapomniałbym, oczywiście przy promenadzie obowiązkowo lody, upał staje się nieznośny.
Uliczki z charakteru przypominają typową zabudowę śródziemnomorską, to co wyróżnia Szybenik to duża ilość kamiennych schodów. Cóż, miasto przycupnęło na zboczu wzgórza, więc siłą rzeczy musi tak być.
Zgodnie z przewodnikiem rozpoczęliśmy poszukiwania drogi do twierdzy św. Anny. Szukamy, szukamy i nic. Twierdz mają tu wiele, ale jakoś św. Anny nie widać. Za to wszystkie drogi prowadzą do twierdzy św. Michała. Cóż, skoro taka znana, to idziemy. I co się okazuje? Że jedna i druga nazwa dotyczy tej samej twierdzy. W każdym bądź razie trzeba się wspinać pod górę. Cała masa kamiennych stopni do pokonania w upalny dzień, ale czegóż się nie robi dla ładnych widoków. W końcu docieramy do kościoła u podnóża twierdzy, opłukujemy twarz wodą z kraniku wystającego z muru i podziwiamy panoramę, myśląc że to już jest część twierdzy.
Ale nic bardziej mylnego, trzeba iść dalej, co prawda już niedaleko, ale zawsze. W końcu dochodzimy do bramy, kupujemy bilety i pomalutku oglądając okoliczną panoramę pniemy się do góry. W końcu wdrapujemy się na grube mury obronne i chłoniemy przepiękne widoki. Z jednej strony starówka z katedrą św. Jakuba na czele, na prawo ujście rzeki Krka z wieńczącym ją mostem na autostradzie, a z tyłu zabudowania Szybenika na okolicznych zboczach. No i kolejne fortyfikacje. Uroku dodają liczne agawy porastające podstawy murów. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie sfotografował katedry z każdego możliwego zbliżenia.
Jako że upał się wzmagał zaczęliśmy poszukiwanie zacienionego miejsca. I takowe się znalazło, poniżej murów jest mały placyk ocieniony sosnami, gdzie cykady właśnie dawały swój koncert. Udało nam się nawet jedną uwiecznić na fotce. Ciekawe komu się ją tutaj uda wypatrzeć ?
Bo na tych już widać
Nacieszywszy oczy ładnymi widokami zaczynamy schodzić na dół. Ufff, w dół jednak idzie się znacznie lepiej. I jeszcze szybko przed sjestą zakup wody mineralnej, zanim nam zamkną sklepy. Schodząc kierujemy się ku zabytkowi nr 1, czyli katedrze św. Jakuba. Nie powiem, robi ona wrażenie, tym bardziej, że jest zbudowana całkowicie z kamienia. Obok katedry, po drugiej stronie placu wznosi się budynek ratusza. Obecnie arkady są ozdobione parasolkami z mieszczącej się tam restauracji.
Ładnie też prezentuje się kamienny kościół św. Barbary z dwoma różniącymi się dzwonnicami. To miejsce ma swój charakter i klimat.
Po zjedzeniu spaghetti z owocami morza w jednej z licznych knajpek kierujemy się w stronę promenady i naszego parkingu.
Jeszcze ostatni rzut oka na katedrę...
... i twierdzę
Tym razem powrót urządziliśmy sobie drogą wzdłuż wybrzeża, zawsze to ciekawiej gdy po drodze mija się Primosten, Rogoznicę czy Marinę. A po wycieczce typowy luzik, trzeba odetchnąć po dniu pełnym wrażeń.