Dziś chciałbym Was zabrać na wycieczkę w kolejny uroczy zakątek Čiovo, a mianowicie na wschodni kraniec wyspy, do Okrug Donji. Polecam tą wycieczkę zwłaszcza na sobotę, kiedy to droga w stronę Trogiru jest zakorkowana, a w naszą, czyli przeciwną stronę jest najzwyczajniej pusto. Można ten wyjazd połączyć z plażowaniem i w ten sposób miło spędzić dzień.
Z miejsca naszego zamieszkania do celu dzisiejszej podróży było niewiele ponad 4 kilometry, więc można pojechać tam i na chwilkę. Wsiadamy więc do samochodu, zapinamy pasy i w drogę !
Jedziemy. Kiedy kończą się zabudowania Okrugu Gornjego, a jest to od nas kwestia kilkuset metrów, po prawej stronie szosy zaczyna roztaczać się ładna panorama. Zatrzymujemy się na poboczu żeby popstrykać fotki. Po rzucie okiem na mapkę okazuje się, że jest to półwysep Troglavica, którego nazwa pochodzi od trzech jego wzniesień. W głąb półwyspu wcina się urocza zatoka Pantera, a w niej dosyć duży ruch - jachty to cumują, to wypływają. Bardzo fajny zakątek.
Po krótkiej kontemplacji ładnych widoczków wsiadamy do auta i jedziemy dalej. Po paruset metrach po lewej stronie jezdni zaczyna wyłaniać się spalony las - to pewnie skutki pożaru z początku naszego pobytu, kiedy to w niedzielny poranek obudziły nas krążące samoloty gaszące ogień. Widok mocno przygnębiający, ale jak się okazuje w tych rejonach to nie pierwszyzna.
Jedziemy dalej i po chwili mijamy tablicę z napisem Okrug Donji. Miasteczko w zasadzie ciągnie się wzdłuż drogi, niezbyt liczne domki przycupnęły po jednej i drugiej stronie jezdni. Po prawej stronie widać dosyć wysoką skarpę i morze. Wygląda na to że aby dostać się na plażę to pewnie trzeba się trochę pogimnastykować.
Droga wkrótce się rozwidla - w lewo na Put Kave, w prawo na Put Punte. Krótka decyzja - jedziemy w lewo, gdzieś wyczytałem, że plaża Kava w tej części wyspy jest dosyć ładna. Zjeżdżamy w dół szutrową drogą żeby za moment wjechać na placyk będący jednocześnie prowizorycznym parkingiem przy morzu. Samochodów jest dosyć sporo. Wysiadamy i idziemy popatrzeć na wybrzeże. Cóż, plaża dosyć skalista z wąskimi przesmykami, w zasadzie każde miejsce zajęte, nie wiem czy chciałbym tutaj plażować, chyba że by było mniej ludzi. Za to rozciągają się ładne widoki na ląd i okoliczne wyspy. Po krótkim spacerku w tył zwrot i do samochodu - zawracamy i jedziemy w drugą uliczkę. Przy jej końcu gdzieś w lesie znajdujemy małe miejsce na parking - tu też stoją samochody, ale jest ich wyraźnie mniej. Schodzimy ścieżką w dół i jesteśmy już nad brzegiem morza. Tutaj podoba mi się znacznie bardziej. Plażowicze rozrzuceni są wzdłuż całego wybrzeża, dlatego jest trochę luźniej. Nie ma jednej, konkretnej plaży. Można sobie wybrać kawałek lądu na jaki ma się ochotę. Co prawda też jest wąsko, ale o wiele bardziej urokliwie. Pobuszowaliśmy wzdłuż wybrzeża i pomiędzy nielicznymi domostwami chłonąc ładne widoki okolicy. Ta część Čiovo ma zupełnie inny charakter - jest spokojnie, wręcz leniwie, nie widać tego gwaru i tętniących życiem uliczek. Wygląda to na jakąś prowincję - cisza, spokój, fajne miejsce na odpoczynek.
Na cypelku będącym wschodnim skrajem wyspy odnajdujemy maleńką, zieloną latarenkę morską, natomiast na małej wysepce naprzeciwko znajduje się już nieco większa, ładniejsza. Wyciągam aparat żeby pstryknąć fotkę i... okazuje się że nie zabrałem teleobiektywu. Tak to jest, jak się myśli, że coś będzie niepotrzebne, to zawsze jest na odwrót. Standardowy zoom dostatecznie jej nie przybliży, a ja jestem nieszczęśliwy z tego powodu. To uczucie jest zapewne znane amatorom fotografii. Cóż, zdarza się, mam nauczkę na przyszłość, że nawet na bliskie wycieczki trzeba zabierać cały sprzęt. I choć do tej pory nie byłem zwolennikiem mega zoom-ów, to nie ukrywam, że w tej chwili by się przydał. Ot takie rozterki pstrykacza.
Pokręciliśmy się jeszcze trochę po wybrzeżu chłonąc ładne widoczki i strzelająć fotki. Z kąpieli świadomie rezygnujemy, wolimy się jednak u nas popluskać. Wsiadamy do auta i wracamy do domu. Droga, jako że krótka i bez postojów, mija w błyskawicznym tempie. Już w apartamencie zaczyna mnie jednak nosić. Może wziąć tele i jeszcze raz samemu wyskoczyć na cypelek? Czemu nie? Porozumiewawcze spojrzenie na rodzinkę i już zbiegam do samochodu. Oczywiście po drodze kupię Karlovačko i colę żeby nie robić pustego przebiegu i jakoś się wykupić. Sekunda i już jestem na miejscu, zakładam tele i pstryk - latarnia na całe szczęście nie uciekła i fotka zrobiona. Czy warto ? Nie wiem, wiem za to na pewno, że długo bym był nieszczęśliwy gdybym tam nie wrócił. Może więc dla spokoju sumienia warto.
Piwo oraz cola oczywiście kupione.