napisał(a) Darraz » 18.07.2013 01:15
Nie twierdzę, że Sony HX20V to bubel, jednak znając moje szczęście trafiłbym na egzemplarz skłonny do pochłaniania syfu do swojego wnętrza. Trudno tak nie myśleć bo moja dzisiejsza wyprawa w celu zapoznania się a może i kupna jakiegoś Panasonica nie obyła się bez przygód.
Ruszyłem więc po południu do jednego ze sklepów Euro w Poznaniu. Po wizycie miałem odebrać auto od mechanika i góra po dwóch godzinach wrócić do domu. Nic z tych rzeczy. Po zapoznaniu się z kilkoma sprzęcikami w sklepie (a wcześniej teoretycznie w necie) stwierdziłem, że biorę Panasonica TZ25. Widziałem wcześniej w necie dobrze wyglądające filmy (na pewno gorsze od tych robionych HX20V, ale i tak bardzo dobre). Do zdjęć też się trudno czepiać, złych opinii nie spotkałem, kilka testów przedstawiających ten aparat w dobrym świetle też spotkałem. Bardzo poręczny. Zoom x16 a wymiary kompakcika. Wrócę do zakupu. Okazało się, że sprzęt na wystawie to jedyny, który był w sklepie. Jeszcze inny był w drugim końcu miasta, ale jak się okazało - uszkodzony. Nie za bardzo pasowała mi ta wersja, co zauważył sprzedawca i zaczął mnie przekonywać, że wczoraj dopiero go wystawili, bo wcześniej na półce był srebrny, ale znalazł się na niego chętny więc wystawili ten, który mi się spodobał. Zaoferował 10% zniżki na sprzęt powystawowy, ale nie w gotówce a w sprzęcie. Zaoferował że doda gratis szybkie 16GB SDHC Toshiby. Poszedłem na to i udałem się załatwiać śmiesznie niskie raty 40x0%. Jakieś przerwy na łączach, problemy z drukarką, znikającą panią obsługującą raty i chwilę przed tym jak miała mi się skończy cierpliwość i chęć zakupu zakończone zostały sprawy papierkowe. Już po godzinie i piętnastu minutach (!) mogłem odebrać sprzęt. kiedy zalazłem sprzedawcę z głupią miną poinformował mnie, że opakowanie nie zawiera niestety instrukcji obsługi (pikuś) i.... baterii... bo ktoś "pożyczył". Gdzieś zaczął dzwonić zastanawiać się i w końcu stwierdził, że "pożyczy" akumulatorek z jakiegoś innego Panasonica. Żaden nie pasował (a mi się już nie chciało tych rat odkręcać). Znów jakieś telefony i zaproponował, że na jutro przywiozą baterię ze sklepu z tą uszkodzoną sztuką. Nie pasowało mi to za bardzo, bo auto miało zaraz jechać do "majstra" o innej specjalności a komunikacją miejską nie chciało mi się do sklepu zasuwać dnia następnego. Stwierdziłem, że sam pojadę po tą baterię. Minęły ponad dwie godziny od wejścia do sklepu. Wychodzę z niekompletnie wyposażoną cyfrówką i zamawiam taksówkę, bo przecież swoje auto muszę odebrać od mechanika i zdążyć zanim zamkną sklepy. Oooooczywiście pani z radiotaxi wysłała samochód nie pod to centrum handlowe co trzeba. Chciałem zaoszczędzić na czasie nie korzystając z komunikacji miejskiej a w sumie czekałem na taxi 30 minut. Po drodze myślałem, żeby mechanik nie "sprzedał" mi jakiejś złej wiadomości, żeby chociaż odbiór auta był bezproblemowy. Myliłem się. Nie będę tu teraz tego opisywać. Samochód mogłem odebrać, ale i tak nie zostało w nim zrobione wszystko tak jak chciałem. Dotarłem do Euro nr 2 i w końcu skompletowałem swój sprzęt. Pojechałem do domu i w szybkim tempie musiałem wciągnąć kolację... żeby zdążyć na nocną zmianę. 4 godziny zajęła mi wyprawa - zamiast dwóch.
TZ25 działa. Oby jak najdłużej. Jego zakupu nie będę mile wspominał.