Kolory i smaki Maroka
czyli tajinowy zawrót głowy.
W drodze do Essaouira
Gdybyśmy zostali jeszcze jeden dzień w Agadirze, albo nawet dwa, też byśmy mieli co robić, bo okolica jest naprawdę ciekawa. Zdecydowaliśmy jednak zmienić lokalizację i na ostatnią dobę przenieść się do Essaouiry (As-Suwajry). Do pokonania mamy 175 km , czas przejazdu 3 h. Po drodze chcemy odwiedzić Taghazout.
Czytałam, że jest to mała, berberyjska wioska, ma piękna długą plażę, bardziej kameralną i spokojną niż Agadir, jest rajem dla surferów ze względu na sprzyjające wiatry i długą falę, które w odpowiedni sposób się załamują. Pewnie tak jest . Plaża ma około 8 km długości i dzieli się na kilka mniejszych plaż, które pokrywa miękki, drobny piasek.
Czytałam, że turysta ma tutaj ten komfort, że jest bardzo mało ludzi i można znaleźć miejsca, gdzie nie spotka nikogo. Pewnie im dalej od miasteczka tym lepiej, tak sobie pomyślałam. Wyznaczyliśmy cel mnie więcej tutaj. Po lewej stronie mijaliśmy drogi wjazdowe, google kazało nam skręcić , ale wszystkie wjazdy miały szlabany i strażnika. W końcu zapytaliśmy czy możemy przejechać i iść pospacerować po plaży , ale strażnik powiedział, że to teren prywatny i wskazał nam parking publiczny.
Tutaj też wjazdu bronił szlaban, ale sam się otwierał dla wjeżdżających i otwierano go dla wyjeżdżających po uiszczeniu opłaty .
Z parkingu do plaży jest bliziutko.
Mijamy ładny apartamentowiec:
W tym brązowym budyneczku jest toaleta:
Wszystko ładnie wyjaśnione
Rzeczywiście jesteśmy prawie sami
Nie licząc pary, która odbywa przejażdżkę…
Handlarza marokańskimi tunikami, który dość natarczywie próbował nam wcisnąć swój towar i handlarza przedmiotami wykonanymi z jakiegoś egzotycznego drewna .
I spacerowiczów w oddali:
Słońce, przyjemne widoki, dość ciepła woda, lekki wiaterek….Jest klimat
Nie chce się nam opuszczać tego miejsca, ale trzeba.
Nie ujechaliśmy dalej niż 2 km gdy padło pytanie i to z ust dorosłego człowieka : A może by tak kawa i soczek?
No w takim tempie to my do wieczora nie dojedziemy … .
W centrum Taghazout, które wcale nie wygląda jak mała berberyjska wioska, tylko turystyczne miasteczko, znajdujemy z trudem miejsce do zaparkowania, przy ulicy( oczywiście płatne) i udajemy się na poszukiwania napitków dla spragnionych turystów. Barów i restauracji jest do wyboru do koloru wzdłuż ulicy, więc szybko znajdujemy miejsce, które wszystkim pasuje. Jest bardzo przyjemnie, tak wakacyjnie, obserwujemy ludzi z deskami, dziewczyny w kostiumach, grupki młodzieży, które co i rusz wybuchają śmiechem, ale takim radosnym, nie przeszkadzającym innym. Pomyślałam, że mogłabym tu spędzić kilka dni, podoba mi się klimat miasteczka.
No ale komu w drogę temu czas, musimy w końcu się spiąć i pokonać pozostałe kilometry. Droga jest przyjemna dla oka, przez długi czas towarzyszy nam ocean,
który później ustępuje miejsca plantacjom drzewek arganowych. Niektóre chyba już uschły, inne są zielone i widać, że dają owoce.
Słynnych kóz na drzewie nie ujrzałam, podobno obrońcy zwierząt mają w tym swój udział i proceder wykorzystywania zwierząt został ukrócony.
Przez ten punkt przejeżdżamy bardzo powoli, bo słynie on z częstych kontroli policyjnych, które zawsze kończą się mandatem. Policjanci stali, ale nas nie zatrzymali, więc określenie „zawsze” jest nieprecyzyjne .
Dojeżdżamy do Essouira, miasta, co do którego mam pewne oczekiwania, ciekawa jestem czy się nie zawiodę .