Kajakiem tam i z powrotem
Ledwo wróciliśmy na camp zaczęło kropić. I grzmieć.
Coraz mocniej kropić i coraz głośniej grzmieć.
W nocy autentycznie ziemia się trzęsła. Namiot dzielnie stał i wody do środka nie przepuszczał.
Prawie
Nie zamknąłem jednego z moskitierowych okienek, a że pod nim akurat buty stały, to mokre rano były. Ale wiadomo na co nie ma lekarstwa
No i padało do południa.
Ale w końcu przestało
Postanowiliśmy więc wybrać się na wycieczkę kajakową. Cel, zachwalana przez Nero i Helen, plaża Girenica.
Ze Strasko ruszamy na południe. Kawał wody przed nami.
A nad wszystkim góruje sv. Vid
Przez Velebit przepływają ławice chmur. A my przepływamy wzdłuż Gajaca.
Momentami szczyty pokazują się jednak.
By po chwili.
Girenica powoli, ale jednak się zbliża.
Mieliśmy ochotę na małą przerwę, ale lądowania tutaj nasz Amazonas by nie przeżył.
Małe co nie co żeśmy jednak upłynęli.
Jakieś 4-5 km, a trochę jeszcze zostało.
A, że jedna z jednostek napędowych ma jakieś kłopoty z ramieniem, decyzja jest jedna
Wracamy.
Nad Velebitem chmury coraz piękniejsze.
Na plaży pustawo.
Na wodzie zresztą też.
Na kajaku cały czas wiosłować nie trzeba.
I tak płynąc, to w słońcu
to w cieniu wracamy.
Dziś auto będzie miało wolne. Musimy się wziąć za nasze "Follety"
Co nie przeszkodzi nam w małym spacerku...
Dla odmiany chmury nad Velebitem będziemy fotografować z lądu.
co zapewne już dziś nastąpi.