.
Zaglądaliśmy to tu, to tam, aż powoli zaczęło zmierzchać.
Wiatr prawie ucichł.
W oddali różowił (amarancił ) się Brač
i Sv. Jure w paśmie Biokova.
Nawet widać drogę na szczyt.
I ląd, i woda,
a nawet obłoki odpoczywały po gorącym dniu.
Nawet najzagorzalsi czciciele słońca
wracali z plażowiska na wyspie.
Wypoczęci i nieświadomi tego co miało nastąpić.
Nagle jakby ściemniało.
Wiatr świsnął dziwnym dźwiękiem.
Ziemia nieznacznie zadrżała.
Zaśmierdziało siarką.
I nastąpiła
najpierw Erupcja 1
a chwilę później, chyba jeszcze groźniejsza Erupcja 2.
Później następne
Ptaki uciekały piszcząc, kracząc i kląskając.
Wśród siarkowych oparów, z załzawionymi oczyma rejestrowałem przedziwne zjawisko.
Na szczęście kataklizm jakby się uspokajał.
Zrobiło się ciszej
a okolicę rozświetliło żółtawe światło.
W szafranowej poświacie, potykając się pobiegliśmy z powrotem do namiotu.
Ukryliśmy się w namiocie i szybko zasnęliśmy.
Następnego dnia rankiem pokazywałem zdjęcia sąsiadom.
Nikt nic, poprzedniego wieczora, nie zauważył.
Tylko Heinz po chwili przyniósł mi kilka, jakby papierosowych, bibułek.
Miały nadrukowany wzorek w takie pięcipalczaste wydłużone listki i podobno leżały przed naszym namiotem.
Ale jaki by to miało mieć związek z wydarzeniami z ostatniego wieczora
Nie wiem.