Dopóki nasza droga wiodła zboczem wzdłuż wybrzeża, raz po raz, docierały do nas chłodniejsze podmuchy znad morza. Ale droga zakręciła w szeroką dolinę w głąb wyspy. Widoki, tak jak i ochładzające podmuchy, skończyły się.
Na szczęście droga zrobiła się niezbyt stroma.
A po osiągnięciu grzbietu zrobiło się prawie płasko.
Cel naszej wycieczki był wyraźnie widoczny.
My zaś wypatrywaliśmy konoby "Kolumbič". Powinna być gdzieś u stóp wierzchołka Sv. Nicoli.
W planie Nicolę mieliśmy "zdobyć" autem, zapasy wody mieliśmy więc niewielkie. Tak więc tęsknym wzrokiem wypatrywaliśmy konoby. Zapomnieliśmy nawet o zdjęciach.
Na szczęście konoba stała gdzie trzeba, uzupełniliśmy w niej płyny i umówiliśmy się na dłuższy pobyt w drodze powrotnej. Świeżo napici ruszyliśmy dalej i raz dwa znaleźliśmy się na szczycie.
Vrboska, Śvirce, JelsaStąd to już naprawdę mieliśmy rozległy widok
widać naszą drogęStoimy przy strażackiej budce, do celu zostało nam kilka
kroków.
Spod kapliczki na samym szczycie rozpościera się widok na Scedro, Korčulę, Peljesač.
Na SE widać Scedro i Korčulę,
a bliżej Jagodną i Ivav-Dolac.
A na SW widać Pakleni Otoci, Vis i Bisewo.
Nieco bardziej w prawo widać cały masyw Nikoli.
A jeszcze dalej w prawo, już na NW widać półwysep Kabal i Brač.
Na N widać Vrboskę,
i tłumy ludzi na Bolu.
Jak też hvarski aerodrom.
A na NE jak byśmy weszli trochę szybciej, byłoby widać jak idziemy do konoby Kolumbič.
Widać winnice, widać kępy lawendy
niemniej jednak, gdzie by nie spojrzeć, dostrzega się ślady wielkiego pożaru.
Ten kwiatek to raczej do oglądania, w dotyku byłby raczej niemiły.
Lukavci, zdobycie kulminacji (5m npm) nie jest specjalnie męczące.
A wprost u naszych stóp, 628 metrów niżej Sv Nedjela.
Schodząc ze szczytu żegnamy się ze strażakiem,
który dojechał tu jakoś rozklekotanym Jugo.
i powoli kierujemy się w kierunku konoby.
Ale zanim do niej dotrzemy musimy zrobić pewne zdjęcie.
A czy wyszło dobrze dowiecie się już jutro.