Schodzimy z Glavicy. Kawałek ścieżką wśród krzaków, kawałek ul. Mestrovica, potem obok budki Kasi i już jesteśmy przy nabrzeżu.
Potem skręcamy w uliczkę Ivana Gundulica i powoli zmierzamy w kierunku Trg Škor. Chwilę zatrzymujemy się przy sklepiku-galerii.
Jak to często w takich miejscach, w środku wisi kartka z prośbą aby nie fotografować. Szkoda,
"stwory" pana Tadica są niesamowite. Jeśli będziecie blisko, na pewno trzeba tam zajrzeć. Wychodząc robię jedno, pamiątkowe zdjęcie.
Z ulicy, więc chyba uszanowałem prośbę właściciela galerii.
Spod galerii na Trg Škor jest naprawdę blisko. Jest tam już zdecydowanie więcej ludzi.
W kociołku gotuje się crni rižoto.
Niestety jeszcze nie gotowe. Zanosi się również na występy artystyczne. Ale na razie akustyk-amator walczy ze sprzętem. Postanawiamy przeczekać fazę przygotowań po sąsiedzku, w Antice.
Stąd mamy doskonały przegląd na to, co się dzieje na placu.
Gdy w końcu zaczęły się tańce, my właśnie dostaliśmy jedzenie na stół.
Ale jest ciepło, nie wystygnie, możemy więc na zmianę zaglądać na "parkiet".
Obok szaleje zwariowany kuchmistrz.
Jak wytrawny multiinstrumentalista wybija werble na pekach,
pobrzękuje na kratkach grilowych,
za każdym razem, gdy przewraca rybki palcami na drugą stronę, zdziwiony że gorące.
Po chwili wraca do instrumentów perkusyjnych..
Tancerze się zasapali, przyszła więc pora na śpiewy.
Śpiewacy pilnie obserwują okolicę, chyba zostałem dostrzeżony.
W gruncie rzeczy to ich już znacie,
to oczywiście
Faroski Kantaduri. Na teledysku grają w bule i śpiewają właśnie na Trg Škor.
Występ raduje i uszy i oczy.
Zdjęcia trochę poruszone, ale przecież nie będę ich straszył fleszem.
Krótki antrakt jest należycie spożytkowany.
Ci co nie lubią tańca albo śpiewu mogą sobie poprząść, lub pocipkować szydełkiem.
Na pamiątkę można sobie kupić taniego inaczej miodku,
lub porobić zdjęcia.
A atmosfera zabawy i radości ogarnęła i młodych i starszych.
Niektórzy się rozmarzyli,
a jeszcze inni zgłodnieli.
Są i tacy, którzy na kończącą się właśnie zabawę spóźnili się.
A że kierowca nabrał ochoty na lampkę wina, a do domu mamy kilkanaście kilometrów żegnamy się ze Starim Gradem.
Jedziemy do domu.