.
dzień czternasty
Humac i Stiniva
do wieczornego Stari Gradu
się nie umywa.Ten dzień, jak inne zresztą, należał do kategorii - udany.
Mimo tytułu.
Już krótka jazda samochodem do Humaca działała pobudzająco. Wszak to fragment znanej drogi Jelsa-Sucuraj.
Zakrętów na niej dużo, barierek mało i do tego jest wąska.
Na miejsce dotarliśmy jednak bez przygód. Na parkingu było pusto, wybraliśmy sobie piękne zacienione miejsce z widokiem...
na
lawendę.
Na duże ilości lawendy.
Humac to opuszczona wioska, około 10 km na wschód od Jelsy. Od dziesięcioleci jest nie zamieszkana. Wiele domów popadło w ruinę, inne dzielnie stoją. W rzeczywistości Humac był letnim miejscem zamieszkania dla właścicieli okolicznych plantacji oliwek i winorośli i od kilku stuleci nie miał stałych mieszkańców. Obecnie wioska reklamowana jest jako pełne uroku miejsce wymarzone dla lubiących spacery wśród ruin w ciszy i spokoju.
Tyle, że my już dwa razy byliśmy w Malo Grablje.
Na skraju opuszczonej wsi, blisko parkingu jest konoba o wyszukanej nazwie Humac.
I właśnie bezpośrednia okolica konoby spodobała się nam najbardziej.
Widoki stamtąd są rozległe.
Widać i Jelsę i Vrboskę. Widać Zečevo i Brač.
Konoba szczyci się ekologicznymi uprawami, którymi karmi swoich gości.
Winogrona wyglądają zdrowo
niezależnie od wielkości.
Wśród winogron ostała się kępa niezżętej lawendy.
W oczekiwaniu na jedzenie można rozegrać partyjkę.
Bule są nabijane gwoździami w różne wzory.
Okolice konoby ukryte są, w ratującym życie cieniu.
Wielość otworów w dachu podpowiada
co może znajdować się pod nim.
Mimo wczesnej pory w piecu pali się już ogień.
Za to ceramiczne peki jeszcze puste i zimne.
Póki co jesteśmy jedynymi gośćmi.
Najwyraźniej dochodzi pierwsza.
U nas to by się chyba nazywało więcież.
Stylizowane wnętrze konoby zawiera różne skarby.
Na zewnątrz oko aparatu również kuszą różne ciekawostki.
Mniej
lub bardziej potrzebne.
w cd powłóczymy się po wsi i rzucimy okiem na wyspę Scedro.