Lotnisko pozostawiamy własnemu losowi.
Może przejazdem jeszcze tu kiedyś zajrzymy
Ruszamy spod aerodromowej bramy, szuterkiem do Stari Gradu, a potem już asfaltem, przez tunel do Uvali Dubenica.
Po przejechaniu tunelu jeszcze kawałek lekko z górki, skręt w prawo i zaraz parking. Tam zostawiamy nasze autko.
Wąską ścieżką, wśród traw, ruszmy w dół.
Wokół straszą pamiątki po pożarze sprzed kilku lat.
Uvala jeszcze w słońcu.
Schodzimy szybko, ale słońce jest szybsze.
Minęło 10 minut i plaża jest w cieniu.
Kilka budynków, kapliczka, lekki bałaganik, wszystko razem tworzy nastrojową dekorację.
Z boku, jak twierdza ogrodzona kamiennym murem, prywatna posiadłość z dużym ogrodem.
Cały czas przegrywamy wyścig ze słońcem.
Minęło pół godziny a słońce widać już tylko na szczytach.
Ostatni plażowicze wędrują do góry.
Tu już dzień się skończył,
A tu, 10 kroków dalej, jeszcze trwa.
To chyba nie
bluesman z żoną,
jeden rower za dużo.
Dubenica bardzo nam się spodobała.
Był plan aby do niej wrócić...
No to wiecie co z planu wyszło.
A my jeszcze, na chwileczkę, skoczymy do Zaraće.
Ani
Dangola, która tam kiedyś mieszkała, ani nikt inny nie pisał, że końcówka zjazdu to niezła stromizna
A zmuszony
byłem podjechać fragment na wstecznym.
Oj zaśmierdziało sprzęgło
W Zaraće dogoniliśmy na chwilę słońce.
Na krótką chwilę.
Zachód słońca zaczął malować nieboskłon
i wodę.
Na parkingu mały zator. Polska ekipa; Corolla i jakiś Van ruszają spod parkingu pod górkę. Corolla nie daje rady, oba zaczynają zjazd tyłem. A w między czasie ruszyły kolejne auta. Zrobił się niezły młyn
W końcu Corollę opuszcza mama z dzieciakami a auto rusza znów pod górę. Za nimi van, potem jeszcze dwa. Konwój zamykamy my. Tym razem nie muszę nikomu ustępować,
i zrobiło się jakby mniej stromo.
Ale uraz pozostał, do Zaraće już nie wróciliśmy.
A do cd wrócimy już jutro.