Dzień piąty, JelsaZanim ruszymy do Jelsy trochę zajęć na miejscu.
Fauna podwodna, jak pisałem, niezbyt na Hvarze bogata zacząłem więc obserwować co się dzieje w okolicy naszego namiotu.
Nasze wierne towarzyszki mrówki już widzieliście.
A dziś przyleciał ptaszek.
Jakiś taki nerwowy był, cały czas poćwierkiwał.
Ale szybko sprawa się wyjaśniła.
Pojawił się naburmuszony młodziak.
Nawet mu się wydawało, że umie fruwać.
Długo to trwało, ale jednak wlazł
i rozsiadł się dumnie na gałązce.
Spoglądał dumnie z wysokości 20 cm.
Przez kilka dni widywałem tą parę w różnych częściach campingu.
A co dalej stało się z młodziakiem
Możliwości są dwie...
Chyba ruszymy nad wodę. Tym bardziej, że wracają nasi sąsiedzi. Austriackie małżeństwo z dwójką szkrabów w wieku przedszkolno-szkolnym. Dzieci mają swoje prawa i muszą poszaleć, a my mamy swoje prawa i lubimy jak sąsiedzi idą nad wodę.
Dzisiaj pływa drobnica.
Fajnie wyglądają rybie cienie przesuwające się po dnie.
I niespodzianka
Coś nowego.
Martinka.
Ma na tyle charakterystyczne "uszy", że stosunkowo łatwo znaleźć jej nazwę.
Troszkę na podwodny Hvar narzekam, ale nie jest tak źle.
Jest co łowić.
"Spagetti" znamy już z Pašmana.
Na dziś starczy.
Wracamy do namiotu. Austriacki sąsiad uśmiecha się do nas i woła do synów.
"Achtung Nachbarn" cdn