No i jesteśmy "już" w domu.
W sumie to dzięki pontonowi
Rano o trzeciej z minutami wyjechaliśmy z kwatery.
Wczoraj Ivan zapewniał, że przy wietrze 90 kmh promy chodzą bez problemu.
No to bierzemy pierwszy prom (ten o 4:00) i w domu (1260 km) będziemy o 17-18:00.
Podjeżdżamy, stoi mała kolejka aut (ciemnych i cichych. One tam od wczoraj stały i ludzie śpią i czekają aż ucichnie wiatr), promu i obsługi w kiosku ni widu ni słychu.
Po drugiej stronie kanału też ciemno.
Fale wyskakują na jakieś 5 i więcej metrów.
Wiatr aż huczy, strach się bać, a do domu się chce.
O 4:00 stwierdzam, że z pływania promem nici.
Jedziemy z powrotem i na most.
Po drodze się okazało, że nie my jedni.
Im bliżej mostu, tym ciaśniej na drodze. Pobocza pełne parkujących samochodów.
Wreszcie szlaban i policja przy nim. Wszystkie większe gabarytowo auta oraz te z przyczepami były bezlitośnie wyganiane.
Na most puszczali tylko te mniejsze.
Dlatego napisałem, że dzięki pontonowi. Gdybym miał RIBa, miałbym przyczepkę i doopa zbita.
OK, jesteśmy na stałym lądzie i co dalej? Mosty maslenickie zamknięte.
Ale są strzałki objazdu. Niezły labirynt.
Kilka dni temu płynąc Zrmanją pod mostem w Obrovac nie przypuszczałem, że wkrótce będę po nim jechał.
Wjazd na autostradę dopiero po drugiej stronie Velebitu (Sv. Rok).
Na Zagrzeb pusto i pusto.
W drugą stronę korek. Naliczyłem o 7:00 około 20 km, ale dalej autostrada była też pełna.
Przypuszczam, że korek nieźle urósł.
A ktoś tu pisał o zamykaniu mostu od 170 kmh
I tak z przypuszczanych 13 -14 godzin zrobiło się 18.
A z 1260 km zrobiło się prawie 1600.
Wniosek: ponton w bagażniku is the best.