Ponieważ za oknem jest strasznie, dziś jadąc do pracy sto razy tylne koło odmówiło mi trzymania się asfaltu, a parę dni temu mój rower wyglądał tak:
mój mózg, w obronie przed mrozem, skręcił w kierunku Cro. I moich "wypraw" rowerowych tam
Jeśli ktoś nie zna tego miejsca to Dingac jest położony za ogromną ogromną górą - na moje ma 7 tys metrów - na pewno odczuwalnie tyle ma w słońcu, rowerem
Można zrobić kilka rzeczy: pojechać kawałek w górę - gdzieś do 1/4 wysokości - kierunek Zuljana, pojechać bardzo w górę - gdzieś do 2/3 wysokości - minąć tunel i pojechać w dowolnym kierunku, pojechać w kierunku Podobuce czyli gdzieś w okolice chmur, można siedzieć na ganku i pić winko - mam obcykane wszystkie opcje.
Zrobiłam łącznie 8 "wypraw" - około 200 km. Jazdę rowerem traktuję bardzo rekreacyjnie - nie mam specjalnego stroju, z przyczyn zdrowotnych nie mam butów z SPD, nie muszę robić "czasów", bo wf zaliczyłam jakiś czas temu (maks 5 lat temu).
Od lat biegałam w Cro, w tym roku rower był wzięty w celu rehabilitacji. I okazał się być strzałem w 11
Fajnie byłoby gdyby ktoś się podzielił swoimi trasami. Bo często to co super wygląda na mapie Googla, w rzeczywistości jest porażką. A o ile porażka samochodem nie boli, to rowerem już tak. Ja dwie trasy przejechałam dzięki poznanemu w Borku sąsiadowi z PL. Fajowo mi wszystko powiedział i dzięki temu odważyłam się "przekroczyć" górę.
Moje wpisy proszę traktować trochę z przymrużeniem oka, jako odpoczynek od tego co mamy za oknem
Pierwszy dzień. 20.08. Krótka wyprawa po znaczki pocztowe :było bez przygód, teren jak na Cro naprawdę fajny, parę zjazdów, parę podjazdów, ale wszystko w granicach normy. Znaczki zostały kupione. Ja zrelaksowana wróciłam do domku. W nagrodę wypiłam winko. No i białko oczywiście. Z bananem. I zapiłam winkiem.
Drugi dzień. 21.08. Dzień w którym postanowiłam dostać udaru słonecznego. Bez sukcesu.Pomysł wydawał się nie mieć słabych punktów, okazał się być pomysłem bez mocnych punktów
Od lat chciałam skręcić w prawo za tunelem i zobaczyć co tam jest
No i skręciłam
I już wiem. I na pewno nie ma tam Potocine. Drogowskaz kłamie.
Zjazd do Podobuce który na mapach Googla wyglądał super.... okazał się być podziurawionym czymś, co prowadzi bardzo bardzo w dół. A moja życiowa mądrość podpowiadała mi że wszystko co prowadzi w dół, kiedyś będzie prowadziło w górę. A tego w upał nie lubimy
Wybrałam więc pojechanie minimalnie w górę, żeby zrobić ładne kółeczko.
Błąd. Nie pierwszy i nie ostatni w Cro jak się okazało
Po kilkudziesięciu metrach przestałam jechać bo się nie dało, zapowiadało się na to, że poszłam sobie z rowerem na spacer. W upał. Brawo ja. Niektórzy z winkiem w tym czasie na tarasie siedzieli. Mądrzy ludzie to byli. Po kilometrze spaceru w słońcu, bez skrawka cienia, gdy droga powoli zaczynała opadać natrafiłam na ...... płot. Płot pośrodku niczego. Ogrodzone NIC przecinające mi drogę.
Koniec końców dotarłam do głównej drogi i w nagrodę za spacer z rowerem - mogłam powdychać spaliny samochodowe. Brawo ja. Od razu widać, że geografii to ja nie kończyłam. Logiki też nie.
Drugi trzeci. 22.08. Dzień czwarty 23.08.Wieje nudąPo całkowitej porażce "wyprawy w nieznane" -jeżdżę utartymi szlakami. Po chlebek do Trstenika i na kawkę do Zuljany. Wieje nudą trasową. Ale widoki za każdym razem mi to rekompensują. Mogłabym jeździć 3 razy dziennie tą trasą. Tylko, że to tylko 30 km. I średnio się męczę prawdę mówiąc. A powinnam robić podjazdy. Dla zdrowotności.
Dzień piąty. Challenge: udar słoneczny. Challenge: accepted Nadal nie odwżyłam się podjechać pod tunel. Więc pojechałam znaną juz trasą. Ale tym razem dalej. Wszystko szło super. Dla odmiany była piękna pogoda. Widoki - no cóż....:
dotarłam w Zuljanie do plaży nudystów
dzień zapowiadał się super
No więc postanowiłam pojechać tym razem dalej:
Problemy zaczęły się piętrzyć w drodze powrotnej. Słońce zaczynało palić niemiłosiernie:
mi zaczynało brakować wody
I wówczas postanowiłam podjąć genialną decyzję. Za Popowo Luca mogłam zjechać do Trstenika. I wszyscy byliby zadowoleni. Ale doszłam do wniosku że to słabe wyzwanie. I nie zrobię takich ładnych kółeczek na Endomondo. A mam tam całych 5 znajomych z których 2 była ze mną w Cro. Ale brak kółeczek z trasy burzyłoby moje poczucie estetyki. Więc co tu dużo mówić - postanowiłam podjechać i zaatakować tunel w Potomje od drugiej strony!!!!!!! Pomysł jak się okazało nie do końca był przemyślany. Wróć. On był całkowicie idiotyczny. Po 2 km wjazdu (a nawet wjazdu pod górę) miałam dość, mijające mnie samochodu na głównej drodze Peljesaca mnie irytowały (ja ich na pewno zdecydowanie bardziej), słońce się wściekło, nie miałam siły podjeżdżać, ale prowadzenie roweru wydłużało mój pobyt na słońcu. Sytuacja przestawała być zabawna. Serialnie - patrząc w dal zaczynał załamywać mi się obraz, i wydawało mi sie że widzę zakręt za którym wiedziałam, że jest już zjazd. Dłuuugooooo jeszcze nie było tego zakrętu. Trochę idąc, trochę jadąc - dojechałam do restauracji w Pijavicino. Weszłam, wykrztusiłam, że potrzebuję wody i padłam na ławkę. Jakiś cudowny Chorwat zauważył, że jest bardzzzo gorąco na jazdę rowerem (nawet nie miałam w głowie uroczych ripost a ja ZAWSZE mam je w głowie), Pani przybiegła z kuflem wody, i skądś przyszedł jakiś facet, zaczął mnie wachlować i dał mi lekko słoną wodę. Nie znał angielskiego, zresztą ja nie znałam w tym momencie nawet polskiego. Odpoczęłam tam koło godziny, nabrałam sił. Musiałam wyglądać naprawdę źle bo nikt nie wziął ode mnie żadnego pieniążka. Wiedziałam, że zostało mi już malutko do domu, i już tylko z górki. Po powrocie do domku godzinę siedziałam w Adriatyku non stop zanurzając głowę. Było mi gorąco i zimno na przemian. Doszłam do wniosku że jak po tym mój Stary mnie nie zabił, to już mnie nigdy nie zabije.
c.d.n.