Choroba – jak zwykle przychodzi ten okrutny moment, kiedy człek niestety, ale powoli wraca do rzeczywistości, gdyż tegoroczny urlop dobiegł końca. Kwota na koncie jest mniej więcej równa wysokości nad poziomem morza w okolicy Morza Martwego, a perspektywa depresji pourlopowej zaczyna omiatać psychikę, niczym „reisefieber” na kilka godzin przed wyjazdem do Chorwacji. Na osłodę pozostają wspomnienia, którymi można podzielić się na forum.
Ponieważ w tym roku wybór padł na Klek, poniżej kilka – a jakże - subiektywnych spostrzeżeń, które być może pomogą komuś podjąć decyzję, co do wyboru miejsca wakacji.
Aby lepiej się czytało, to wszystkie moje „klekowe” doświadczenia spiszę w kilku podpunktach, dzięki czemu, mam nadzieję, że będą bardziej przejrzyste. Tak więc zaczynam…
1. Kwatera, czyli Apartament Dragović…Apartament z booking. Jego największą zaletą jest cena. Najniższa w Kleku, o ile nie na tej części wybrzeża. Apartament bardzo czysty, a drugą z zalet jest fakt, iż położony jest baaardzo blisko plaży (zresztą w Kleku jest wszędzie blisko) jakieś 2 minuty i 13 sekund od tejże, 58 sekund od najbliższego sklepu itd. Mega blisko. Bardzo fajny, sympatyczny gospodarz Zdenko. Prawdziwy Dalmatyńczyk. Przygotował dla nas kolację z grillowanymi rybkami + coś do rybek itp. Miłośnik sportu, więc było o czym rozmawiać. Na wszystkie nasze prośby związane np. z brakiem poduszek, ręczników, awarią łóżka reagował bardzo szybko. Oczywiście, w zamian za gościnę - a w zasadzie "a conto", gdyż zaraz po przyjeździe, dostał od nas dwie butelczyny polskiej „potato łiski” oraz szalik Polski. Co by się nie działo, to taki właśnie zestaw zawsze wręczamy naszym gospodarzom.
Do wad apartamentu można zaliczyć z pewnością jego wielkość oraz wystrój. Jeśli ktoś szuka ikeowego standardu będzie bardzo rozczarowany. Tu czas zatrzymał się pod koniec ubiegłego wieku. Meble są stare, choć przede wszystkim sprawne i czyste, a sam apartament byłby optymalny dla czterech osób, gdyż dla sześciu był nieco ciasny. Nie mniej, potwierdzają się wszystkie opinie z booking, zatem biorąc pod uwagę, że i tak w apartamencie w zasadzie tylko śpimy, wybraliśmy go z premedytacją. Cena jak najbardziej adekwatna. Oczywiście był wyposażony we wszystko, w co powinien być wyposażony + WiFi, grill itp., a przede wszystkim - podkreślam raz jeszcze - był bardzo czysty, a sympatia i podejście gospodarza rekompensowały niewielką powierzchnię.
Nasi znajomi, z którymi spędzaliśmy urlop, skorzystali z Apartamentu Dubravka, który ma wyjście bezpośrednio na plażę. Był nieco droższy, ale standard był nieco wyższy. Apartament również dostępny na booking.
2. Plaża, czyli miejsce, gdzie spędza się wakacje…To chyba dla nas miejsce ważniejsze niż sama kwatera. W Kleku jest jedna, główna plaża usytuowana w centrum. Co do czystości nie mam zastrzeżeń, na całej plaży wysypany drobny żwirek, łagodne wejście do wody, a sama woda bardzo czysta, choć jednego dnia pojawiło się, nie wiem skąd, sporo morskiej trawy. Mitem okazała się opowiastka, jakoby w tej części wybrzeża woda była chłodniejsza, z racji niedalekiego ujścia Neretwy. Na samej plaży ludzi umiarkowanie dużo, zatem bez względu na porę dnia znajdziemy skrawek na rozłożenie koca, czy leżaka. Noooo, chyba że mamy kompleks „pierwszej linii brzegowej” przy której chcemy rozstawić małe miasteczko namiotowe. Wówczas pozostaje pojawienie się w godzinach wczesno porannych i zaanektowanie odpowiedniego terytorium.
Co ważne, jak w każdym miasteczku, w każdy weekend pojawia się więcej osób miejscowych, zatem jest dużo tłoczniej. Jednak nawet w weekend znajdzie się miejsce, bez względu czy wychodzimy na plaże o 11 czy nieco później.
Z rozrywek na plaży, a w zasadzie w wodzie, są skakańce dla dzieci za cenę 40 kn/pół godziny lub 60 kn/godzinka. Moje dzieci bardzo sobie je ceniły. Oprócz tego można wynająć parasol za cenę 55 kn/dzień, pedalinę 50 kn/godzinka oraz leżaki i kajaki, ale tychże nie wynajmowałem, a moje szare komórki, które co rusz były stymulowane miejscowymi wyrobami spirytusowymi nie spamiętały cen.
Aaaa i bym zapomniał… By jednak moje szaraki były w przyzwoitej formie, to po wyjściu ze słonej wody obmywałem je, jak i całego siebie wodą z prysznica, który również znajdował się na plaży. By rozkoszować się 30 sekundami kąpieli należało wcześniej wrzucić fortunę w postaci dwóch zwierzątek czyli dwóch kn. Dla mnie rozwiązanie idealne, bo przynajmniej przed prysznicem nie było piany po kolana oraz kolejek ludzi, którzy zażywali życiodajnej kąpieli mydląc się, nakładając odżywkę, depilując się itd. korzystając z darmowego prysznica.
Zapomniałbym jeszcze o tym, że można wykupić sobie przejażdżkę na bananie. Niestety taki hard core to nie dla mnie, zatem ceny nie podam. Aaaa, no i Kolega znalazł nawet jakieś całodniowe rejsy za cenę 600 kn za familię 2+2, jednak trzeba się zapisywać na nie przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem, gdyż łajba może pomieścić raptem 10 osób.
Plaża:Plaża po raz drugi:3. Gastronomia, czyli czasami coś trzeba wrzucić na ząb…Przy samej plaży znajduje się restauracja Śkoj, o której wspomnieli przedmówcy. Tutaj z racji bliskości plaży i wrodzonego lenistwa stołowaliśmy się kilka razy. Przyznam, że mam mieszane uczucia, ale po kolei… Samo jedzenie jest smaczne, ale bez zachwytów. Po prostu jadłem lepsze, choć temu ciężko coś zarzucić. Co do obsługi mam więcej uwag. Jedna kelnerka chyba bała się, że za uśmiech i nieco empatii może wylecieć z pracy. Tak chyba musieli wyglądać robotnicy na plantacjach bawełny kilkaset lat temu. Ale jej przeciwwagą był przemiły, starszy kelner Branislav pochodzenia bośniackiego. Mega sympatyczny, a do tego okazało się, że jest fanem sarajewskiego Żeljeznicara, tak więc ponownie, mimowolnie pojawiły się tematy do rozmowy. Ceny z kolei wyglądały następująco. Mesna plata Śkolj, która dedykowana jest dwóm osobom, na którą składały się ćevapi, pljeskavice, kiełbacha i jeszcze chyba schab, frytki, ajvar itp. kosztowała 190 kn. Mieszane mięsko 90 kn. Same ćevapi chyba koło 70 kn. Pizza – 55-65 kn. Kawka od 10 kn w górę w zależności od rodzaju. Napoje dla dzieci od 17 kn za lemoniadę kończąc na 20 kn za soki lub colę. I co najważniejsze artykuły pierwszej potrzeby, czyli piwko z kija w cenie 22 kn za 0,5 i loza 0,3 za 10 kn. Loza smaczna, zimna i podana w sposób przedstawiony na zdjęciu. Wniosek nasuwa się sam – może moja „młodzież” będzie się krzywić, ale muszę ich nauczyć picia browarów, zamiast soczków… Prosty, cebulacki rachunek ekonomiczny
.
Mawiano na to ćuća lub fićo - tak jak na Zastavę 750 Obok była restauracja w hotelu „Plaża”, gdzie polecam kilogram smacznych „muśuli na buzaru” za cenę 60 kn. Napoje w podobnej cenie co w Śkolj, obsługa niczego sobie.
Jest jeszcze jedna restauracja w pobliżu plaży, po drodze do marketu. Nie jadłem w niej, ale sądząc po ilości ludzi i zapachu musieli nieźle karmić. Z kolei idąc w stronę Neumu – chyba 14 kroków od głównej plaży, jest również malutka pizzeria. Nie wiem czym karmią, po prostu zauważyłem, że jest.
Co do słodkości… Przy plaży jest również malutka naleśnikarnia, gdzie ceny zaczynają się od 20 kn (wybaczcie, jeśli się pomyliłem, ale naleśniki były bez alkoholu, zatem nie zamawiałem). Obok jest miejsce gdzie sprzedają lody włoskie, czyli takie kręcone, za cenę 10 kn. oraz punkt, gdzie można nabyć drogą kupna gotowaną kukurydzę, której ceny nie pamiętam z tego samego powodu, dla której nie zapamiętałem ceny naleśników.
Z kolei idąc w stronę peljeśkiego mostu, jakieś 38 sekund od plaży głównej znajduje się „Caffe turist”. Kawiarnia i lodziarnia w jednym. Kawka od 10 kn w górę i co ważne mają już czynne od 7 rano, zatem był to punkt obowiązkowy przy codziennych, porannych zakupach chleba. Co do lodów, wybór dość spory i cena wynosi 10 kn za kulkę lub 45 kn za spory deser lodowy. Deser jest doprawdy duży, gdyż mój synowiec nawet raz wywiesił białą flagę i nie dał rady samodzielnie go pożreć. Z tego co mówili konsumenci lodów, a tym samym moi towarzysze podróży – lody były bardzo dobre. Z rzeczy przyziemnych toćeno 0,5 – 22 kn., lampka 0,25 miejscowego winka chyba 20 lub 25 kn.
4. Zakupy, czyli nie samym piwkiem człek żyje…Generalnie w Kleku są dwa sklepiki. Jeden w samym centrum – większy, ale nieco słabiej zaopatrzony. Drugi oddalony od pierwszego o minutę oraz 37 sekund nieco mniejszy, ale dużo lepiej zaopatrzony. W połowie drogi – czyli jakieś 48 kroków drobnych lub 37 kroków słoniowych od pierwszego marketu znajdowało się podwórko, gdzie można było kupić świeżutkie warzywa oraz owoce z ogródka. Co do cen w sklepach, kurde mole, znów przede wszystkim pamiętam piwko w puszce za 12 kn., duże dwulitrowe za 28 kn., woda Jamnica coś koło 10 kn., moja ulubiona woda Sensation 13,5 kn. (musiałem napisać, że ulubiona, bo żona akurat rzuciła okiem na to co piszę, ale wiadomo, że ulubione to może być tylko Ożujsko lub Karlovaćko
). Do tego chlebek coś koło 11 kn, bułeczki coś koło 6-7 kn. Co rano pyszne, świeżutkie, no palce lizać. Aaaa obok „Caffe tourist” znajduje się piekarnia, gdzie jest dużo większy wybór.
Ale UWAGA UWAGA, to moim zdaniem ważna wiadomość. Z racji bliskości hercegowaczkiego Neumu, raz na dwa-trzy dni robiliśmy tam większe zakupy. Ceny są dużo niższe niż w Chorwacji. Zaś choroba, najbardziej zapamiętałem cenę browaru, który kosztuje w granicach 4-6 kn/0,5 litra, w zależności czy kupujemy w puszce czy w plastikowej butelce. A na poważnie, to ceny wszystkiego są dużo atrakcyjniejsze. Ćevapi, drób czy inne mięsko na grilla, wędlina do kanapek, parówki, napoje, owoce itp. W zasadzie w Kleku staraliśmy się kupować codziennie pieczywo i zapominajki, a po resztę jeździliśmy do Neumu. Dodam jeszcze, że droga do Neumu zajmowała z 15 minut w jedną stronę, łącznie z pięciominutowym korkiem na granicy. Po otwarciu peljeśkiego mostu myślę, że nawet te pięciominutowe korki stały się legendą. W tym miejscu polecam sklepy „Neretvanac” – jeden na dole, przy skrzyżowaniu, drugi nieco wyżej w kierunku na Stolac – to już market pełną gębą – są tam trampki, rowerki, tanie sweterki i przede wszystkim spory parking. Markety „Neretvanac” są dużo lepiej zaopatrzone niż „Konzum”, znajdujący się również przy skrzyżowaniu. Naturalnie, we wszystkich sklepach można płacić kartą oraz chorwackimi zwierzątkami, gdzie wówczas cena mnożona jest razy cztery (1 BAM = 4 kn).
A dzięki tej budowli z pewnością przejście graniczne do Neumu nie będzie się korkować. Tym samym znajdziemy się szybciej w "Eldorado", gdzie Ożujsko i Karlovaćko płynie szerokim i niedrogim strumieniem Kurde, no i cukier dostępny w każdym markecie... W Bośni, w Chorwacji... Wspaniałe uczucie, doprawdy...
5. Dostęp do gotówki, czyli trzeba czymś płacić…O ile ktoś bierze z Polski kuny, to nie ma problemu. A jeśli ktoś, tak jak ja, bierze kartę do bankomatu lub chce wymienić euro, to… również nie ma problemu. Jedyny bankomat znajduje się w północnej części miasteczka, na jego skraju i to już jest prawdziwa wyprawa, bo z reguły dojście do niego z plaży potrafi zająć – nawet takim mało sprawnym fizycznie ludziom z nadwagą jak ja – około 5 minut i 20 sekund (ponieważ jest spora różnica wysokości, zmuszony byłem zrobić po przejściu 186 kroków jeden podobóz adaptacyjno-tlenowy koło sklepu, by wypić Karlovaćko
).
Z wymianą waluty jest nieco inaczej. Jest poczta – ok. 6-8 kroków od bankomatu - która działa trzy dni w tygodniu: pn-śr-pt od 12 do 15 i jeśli ktoś chce wymienić walutę, to musi ucelować i do tego odstać swoje w kolejce, bo wówczas większość turystów dokonuje tej czynności. No ale jest możliwość zawrzeć nowe znajomości itp. Jednak, gdyby ktoś miał nagłą potrzebę „eksczeńdżu” twardej waluty i akurat poczta byłaby zamknięta, to 12 kroków od niej znajduje się warzywniak, gdzie przemiły Chorwat z przyjemnością wymieni Wasze ojro na zwierzątka, płacąc za 1E = 7,3 kn, gdzie na poczcie otrzymamy 7,4 kn minus prowizja.
6. Życie nocne, czyli co robić po zmroku…Jeśli ktoś jest głodny wrażeń, jakie gwarantuje Makarska i Mielno będzie srogo zawiedziony. Brak tutaj barów z głośną muzyką typu „umcyk-umcyk”, półnagie kobiety nie tańczą na barze (tu akurat nie miałbym nic naprzeciw
), nie ma również ocieractwa podczas wieczornych spacerów nadmorskim deptakiem. Brak wszelkiego rodzaju lansu, samochodów z „tjuningowanym” wydechem, podchmielonej młodzieży itp. Choroba, no jakby nie patrzeć, to same zalety!!!
Wieczorem swoje podwoje otwiera kolejna atrakcja dla dzieciaków, czyli skoki na trampolinie (20 kn/5 min.), a wymienione wyżej restauracje oraz „Caffe tourist” zapełniają się gośćmi. Cenię sobie tą ostatnią, choćby za to, że można pijąc toćeno lub lampkę „Plavca” posłuchać chorwackiej muzyki.
Generalnie są raptem dwa, trzy automaty/wyłudzacze z maskotkami, jedno miejsce do gry w cymbergaja. Do tego trzy, może cztery stragany z pierdołami. No i w tym miejscu chciałbym opowiedzieć sytuację, która miała również wpływ na ocenę miasteczka. Otóż mój syn kupił na jednym z nich wymarzoną zabawkę, za niebagatelną kwotę 150 kn. (wiecie ile to browarków…
) . Zabawka – jak to chińszczyzna – zmarła śmiercią nagłą nazajutrz. Pomny doświadczeń, byłem przekonany, że złożenie reklamacji nic nie da i zostanę spuszczony na drzewo, tym czasem pani ze straganu znajdującego się obok skakańców przeprosiła i wymieniła zabawkę na nową. Za chwilę ponownie wróciliśmy, gdyż brakowało jakiegoś elementu. Tu już miałem 200% pewności, że zbiorę burę za reklamację i zawracanie gitary, a tym czasem właścicielka z uśmiechem rozwiązała problem. No klasa!!! Zatem polecam stragan koło trampoliny, prowadzony przez starszą panią i jej córkę.
No i tak miasteczko około godziny 23 idzie spać, by nazajutrz obudzić się i żyć swoim powolnym, niezwykle leniwym rytmem: wyjście rano po pachnący chleb, lenistwo, wyjście na plażę, zabawa dzieciaków, lenistwo, lody, coś zjeść, lenistwo, przejść całe miasteczko w 15 minut, lenistwo…
7. Ogólne wrażenia, czyli co zostało we łbie po urlopie…Stary ramol ze mnie i lubię przynudzać, o czym świadczy ten „krótki” opis miejscowości. Daleki jestem, by opisywać piękno, bo nigdy mnie to nie ruszało, ale fakt, że Klek jest małą wioską otoczoną górami już sprawia, że jest urokliwy i muszę przyznać, że mi się spodobał. W dodatku obarczony jestem dziatwą w wieku 10 i 12 lat i o wiele bardziej cenię sobie święty spokój niż szalone imprezy i to miasteczko jest dla mnie idealne. Wspaniałe – do sklepu blisko, na plażę blisko, po lody blisko, po tanie zakupy do Bośni blisko! Dla dzieciaków sporo atrakcji. Dla mnie bomba! Jeśli ktoś tak jak ja ceni sobie względny spokój i ciszę, nie ma presji, by wieczorem przechadzać się w tłumie, na deptaku pełnym straganów i obiektów gastronomicznych, to jestem przekonany, że będzie zadowolony z pobytu w Kleku.
Do tego świetne miejsce wypadowe do Dubrovnika i Mostaru, gdzie droga zajmuje godzinkę z hakiem.
Jeśli ktoś chce aktywniej spędzić czas, lub brakuje mu deptaka, to zapraszam na „Smrden grad”, czyli wzgórze z kapliczką królujące nad Klekiem. Zdjęcie autorstwa mego brata, gdyż tak jak pisałem ja mam nadwagę, jestem leniem patentowanym i konieczność obozów tlenowych sponsorowanych przez chorwackie browary, wyeliminowały mnie z wycieczki.
Klek ze Smrden Grada po raz pierwszyoraz po raz drugiDo tego w tajemnicy Wam powiem, że w drodze powrotnej poznałem kochankę. Nazywa się Bosna. Wracałem przez Sarajevo i zakochałem się w tym kraju!!! Jest przepiękny!!! Brak słów by opisać piękno drogi Mostar-Sarajevo-Doboj. Wiem, że chcę tam wrócić! A i małżonka oraz dziatwa zachwyceni, że było inaczej niż zwykle, czyli na autostradę i rura na Zagreb.
Gdzieś między Mostarem i Jablanicą. Proszę wybaczyć jakość, ale zdjęcie robione z auta przez szybęReasumując, ja daję Klekowi 10/10. Nawet moja pierwsza żona (ałaaaa, ale mi przyrąbała… ) wspomniała, że może w przyszłym roku też Klek, bo tam jest przytulnie… Mimo moich siedemnastu wcześniejszych wizyt w Chorwacji, ta miejscówka spodobała mi się bardzo. Polecam.
Naturalnie jeśli ktoś będzie miał jakieś pytania dotyczące Kleku, to jestem do dyspozycji.