Samolot wylądował na lotnisku w Forli kilka minut przed godziną 14-tą.
Początki lotniska w Forli sięgają roku 1935. Na cześć włoskiego lotnika nosi ono nazwę "Luigi Ridolfi".
Jest to niewielki lokalny port lotniczy, obsługujący Bolonię i wschodnią riwierę Włoch. W dniu 1 września 2022 roku, po czternastu latach nieobecności na lotnisko to wrócił przewoźnik Ryanair, uruchamiając połączenie między innymi z Katowicami. Możliwe, że cena za moje bilety, była promocyjna z uwagi na początkową fazę tego połączenia.
Gdyby ktoś miał kiedyś trafić na to lotnisko, to wstawiam mapkę jego terminali
oraz plan terenu przed lotniskiem.
Forli przywitało nas deszczem.
Z samolotu do budynku lotniska idzie się na nogach, ale jest tam tak mały ruch, że nia ma z tym żadnego problemu.
Nasz samolot był jedynym, który wylądował, a żaden w tym czasie nie startował.
Weszliśmy do terminalu przylotów.
Po chwili byliśmy już na zewnątrz hali przylotów, z której wychodzi się w miejscu, gdzie stoi ten biały duży namiot (zdjęcie poniżej).
Na nogach szliśmy w kierunku przystanku autobusowego, spoglądając po drodze na halę odlotów.
Dojście do przystanku trwało 5 minut. Na przystanku stała już grupa ludzi i to prawie sami Polacy, którzy przylecieli tym samym samolotem, co my.
Na zdjęciu poniżej widać, jaka jest odległość od przystanku autobusowego do hali odlotów.
Musieliśmy się dostać na dworzec kolejowy w Forli, z którego pociągiem mieliśmy dojechać do Bolonii.
Dzięki Marzenie wiedziałam, że na dworzec autobusowy musimy pojechać autobusem nr 7.
Jeszcze w Polsce zainstalowałam w komórce aplikację
"Moovit", dzięki której w każdej chwili miałam dostęp do rozkładów jazdy wszystkich środków transportu.
Według rozkładu jazdy autobus Nr 7 miał przyjechać za kilka minut i faktycznie za chwilę podjechał na przystanek.
Przyjechał pusty, ale jak wszyscy stojący na przystanku weszli do środka, to zrobiło się w nim tłoczno.
Teraz zaczął się problem z zakupem biletów. Przed wyjazdem szukałam informacji na temat sposobów kupowania biletów w autobusach i byłam przygotowana na zakup w automatach, więc miałam drobne euro. Ale w tym autobusie automatu nie było. Było natomiast takie urządzenie, które nie za bardzo chciało z nami (to znaczy ze wszystkimi Polakami, którzy chcieli kupić bilety) współpracować.
Początkowo nie wiedzieliśmy, jak z tego urządzenia skorzystać. Dobrze że tam było więcej takich osób, jak my, bo raźniej było wspólnie rozwiązywać ten problem. Jakiś miejscowy pasażer pokazał, jak przebiega sposób płatności w tym automacie.
Płatność w tym urządzeniu mogła być dokonana tylko kartą. Ale można było zakupić jedną kartą tylko jeden bilet. Zapłata tą samą kartą za drugi bilet była niemożliwa.
Z uwagi na sporą ilość chętnych do zakupu biletów kolejka była długa. Waldek dał mi swoją kartę i zaopatrzona w dwie karty kupiłam dwa bilety. A właściwie nie kupiłam, bo automat nie wydaje żadnych biletów. Przez całą dobę myślałam, że jechaliśmy na gapę, bo żadne z naszych kont nie zostało obciążone kwotą za bilet (1,30 euro). Dopiero po 24 godzinach na koncie pokazały się informacje o zaksięgowaniu takiej płatności. A inne płatności kartą tego dnia odnotowane były natychmiast (kawa w samolocie, bilety na pociąg, zakupu w Bolonii).
Dopiero w drodze powrotnej dowiedzieliśmy się, że kontrolerzy sprawdzają, czy pasażer uiścił opłatę za przejazd, poprzez sczytanie specjalnym czytnikiem numeru karty, którą dokonało się płatności. Jeśli taki numer karty został odnotowany w ich systemach, to znaczy, że płatność została uiszczona. Powiedzieli nam o tym ci ludzie, z którymi rozmawialiśmy na lotnisku w Katowicach, bowiem im trafiła się kontrola biletów w autobusie, którym jechali z dworca kolejowego w Forli na lotnisko w Forli i widzieli, co kontrolerzy robią podczas tej kontroli.