Zapomniałam napisać, że domki Slectcampu wyposażone są na full. W kuchni jest dosłownie wszystko, łącznie z ubijaczką do piany: kubki, filiżanki, kieliszki do wina, szklaneczki do napojów, kufle do piwa, garnki, patelnia, sitko, miski na sałatki, dwa rodzaje ekspresów do kawy, dwa rodzaje czajników, toster, grill gazowy (polecam Chewapczici z grilla!) wsio! Każdy domek ma mini wieżę z odtwarzaczem CD, więc popołudniami z jednego domku słychać "Gdzie te prywatki" a z innego Bon Jovi
Ponadto leżaki plażowe, łóżko plażowe, na każdym tarasie stół z krzesłami i parasol. Szczerze mówiąc nie było niczego, czego by mi brakowało.
Moskitiery w każdym oknie, nawet w kibelku, ale niestety komary są. Chociaż moim zdaniem, akurat w naszym domku większą zmorą były mrówki.
Pinie pachną obłędnie, szczególnie rano, róże czuć mniej, bardziej widać - każdy domek otoczony różami. Niestety na plażach kamienistych w morzu dużo jeżowców, sama zaliczyłam jednego - dobrze, że małym palcem.
Czystość na całym kempingu jest niesamowita. Nawet ta droga, którą na zdjęciu jedzie pociąg była co rano zamiatana ze żwirku! Tego, który leży tuż obok!
Łazienki ogólnodostępne - nie powstydziłabym się takich we własnym domu.
Jedynie brakowało mi placu zabaw dla dzieci jakiegoś większego, ale może był, tylko nie znalazłam. Do trampolin, które są na drugim końcu nie dotarłam, chociaż wiem, że były.