Milosević nie żyje.
Poszedł do piekła a mógł pójść do nieba.
W takich chwilach zastanawiam się po co ludzie czynią zło w imię jakichś domniemanych wyższych wartości typu "Wielka Serbia", "Tysiącletnia Rzesza" "Komunizm" itd.
Każde życie kiedyś się kończy, także życie dyktatorów, ale zostaje ludzka pamięć - pamięć wyrządzonych krzywd. Tak więc Slobo spotkał się dziś z Hitlerem, Stalinem, Pol-Potem itd. Prędzej czy później dołączą do nich Karadzić z Mladiciem, Hussain i inni. Więc po co czynić zło? Czy nie lepiej trafić po śmierci w inne miejsce, w inne towarzystwo?
W Chorwacji, Bośni, Kosowie będzie dziś zapewne radość i ulga a w Serbii? Ciekawe jak oni przyjmują tą wiadomość? Podejrzewam że jego pogrzeb będzie wielką manifestacją szowinistyczną tych Serbów, którzy nadal uważają go za "wielkiego patriotę" - oby ostatnią. Ale czy on był patriotą?Patriotyzm w imię cudzej krwi?
Myślę że z czasem Serbowie dokonają trzeźwego bilansu jego rządów i otworzą oczy; ruina kraju, wysiedlenia Serbów z Chorwacji, Bośni, Kosowa - z utratą tego ostatniego, utrata prestiżu międzynarodowego i piętno zbrodni dla całego narodu (niestety).
Myślę że Slobo szybko zostanie uznany w Serbii za najgorszego władcę w jej historii. I oby jakieś wnioski ludzie wyciągali na przyszłość w takich chwilach. Czas przemija i my razem z nim ale nasze czyny pozostają...