Potwierdzam, Karpathos CUDNE jest ... Ale nie dla wszystkich oczywiście
...
Tak jak pisałam więcej zdjęć z tego dnia nie mam ... Trochę szkoda, bo tamtą trasą już więcej do apartmana nie wracaliśmy...
A sorki... Mam jeszcze jedno ... balkonowe
...
Dla kontrastu podobne zdjęcie z poranka ... z tego samego krzesełka balkonowego
Dzisiaj jedziemy do Diafani ... bez specjalnego powodu. To drugie co do wielkości miasteczko na Karpathos. No i mamy blisko. No i trzeba by znaleźć jakiś sklepik bo ten JEDYNY co go mamy w Olympos to ... Ło matko !
O tej porannej porze Olympos jeszcze śpi ...
Baaardzo powoli otwierają się sklepiki dla turystów ...
W tym miejscu przestawiam Wam
Rigopoulę .... Panią, z którą zawarliśmy bliższą znajomość. Każdego dnia przechodząc obok jej sklepiku zamienialiśmy kilka słów. Pani handluje tu od zawsze. Jest nawet na pocztówkach. Niezmiennie próbowała nam wcisnąć wielki flakon oliwy z własnej plantacji (700 drzewek) i była bardzo zawiedziona, gdy mówiliśmy, że mamy tylko bagaż podręczny i nie pozwolą nam jej przewieźć
...
Zresztą po kilku dniach rozpoznawali nas wszyscy handlarze... Mało kto spędza tu tyle czasu co my (9 dni
). Wszyscy wpadają zazwyczaj na kilka godzin ...
Kilka fotek z drogi na parking ... (wiem, że miejsca się powtarzają, ale nie jest to przewodnik tylko relacja
) ...
Na parkingu zauważamy nowy element ... Figurkę typowej dla Olympos gospodyni ... Lokalni fachowcy babrali się z nią przez kilka kolejnych dni ...
Droga do Diafani jest niezwykle urokliwa i pełna obłędnie pachnącego tymianku ...
A samo Diafani to takie typowe nadmorskie turystyczne greckie miasteczko ...
Z obowiązkową gospodynią czekającą na powrót męża - rybaka ...
Czas by w końcu zahaczyć o jakąś plażę ... Miejska oczywiście odpada ... Nie chcemy też ruszać samochodu tylko użyć napędu 2-nożnego ... Do wyboru mamy odległą o 40 min. Vananta Beach na północy lub o 10 min. Kampi Beach na południu.
Idziemy na południe zostawiając za sobą przyjemne i puste Diafani...