Skoro WSZYSCY już sobie trochę pogadali możemy ruszyć dalej
...
Tak jak mówiłam, zamawiamy lokalny przysmak - makaron z kozim serem i smażoną cebulką ... plus coś do picia...oczywiście też lokalnego ...
Makaroniki są naprawdę pyszne ...polecam ...
Oddając się błogiemu napełnianiu żołądków obserwujemy jak nasza gospodyni robi niezły biznes
... Sprzedaje turystom, którzy wpadli tu na kilka godzin, gałązki szałwii. Kilka gałązek - 3 euro. Turyści nie są świadomi, że wystarczy przechylić się przez murek żeby narwać sobie tego i nie tylko zioła skolko godno
... Na Karpathos szałwia i niezwykle aromatyczny dziki tymianek rośnie w ilości niewyobrażalnej ...
Chwilkę jeszcze kontemplujemy mały dziedziniec ...
Regulujemy rachunek (15 euro za 2 makarony i 2 piwa) i ruszamy dalej ...
Moja Osoba Towarzysząca (w skrócie nazwijmy ją OT - nie uzyskałam zgody na jej ujawnienie - wiecie RODO i te sprawy
) mówi:
- No, teraz mogę iść na cmentarz
...
Cmentarze to oprócz kapliczek moja kolejna słabość ... Ciekawi mnie ten aspekt lokalnej kultury... Lubię ogladać zdjęcia...lubie oglądać pomniki ...
Na zdjęciach tego nie widać, ale droga tamże prowadzi mocno w dół. Czuję ją w udach ...
Po drodze mijamy "sprzęt" lokalnych fachowców ... Wyposażenie przypomina nieco to spotykane na naszych budowach
...
Na cmentarzu oprócz tradycyjnych grobów ...
Są również indywidualne rodzinne grobowce (coś mi tu nie wyszło ...przeciez te tradycyjne groby też są indywidualne i rodzinne
) ... No w każdym razie takie inne ...
Nie omieszkałam zajrzeć do środka kilku z nich ...
Za plecami usłyszałam: - O, rodzina w puszkach
...
Jakby tego było mało zauważyłam, że moja OT z zaciekawieniem unosi wieczko jednego z pudełek
...
Rozdarłam się niemiłosiernie, prawie umarli się pobudzili ...: - No co, to ciekawe czy spalili się całkiem na proszek czy coś zostało
... Litości...
A na cmentarnym śmietniku ...
A wewnątrz cmentarnej kapliczki ... raczej typowo ...
Tuż przy wejściu też typowo jak na tamtejsze zwyczaje
Po opuszczeniu cmentarza kręcimy się nieco po przylegającej dolince ... Kierunek - następne kapliczki oczywiście ...
Przy tej z czerwonym dachem padliśmy na dziedziniec i jednocześnie padła mi bateria w telefonie
...
Deczko żeśmy się zmęczyli bo szukając skrótu wydobywającego nas z wąwozu zgubiliśmy ścieżkę i musieliśmy wspinać się po drobnokamienistym zboczu włączając napęd na 4 i posiłkując się rurą na wodę chyba
...
PS... Ktoś mi powie jak się pozbyć tych załączników pod postem
?