Po powrocie OT poszła spać ... Nie pozostało mi nic innego jak posilić się ...
... i pokręcić trochę po najbliższej okolicy .
W tej knajpce - Milos będziemy dziś jeść ...
Tak sobie łażąc bez celu w 40 - kilku stopniowym słoneczku namierzam, na zdecydowanie mniej turystycznych tyłach Olympos, lokalną godpodynię. Bardzo chciałam zrobić jej zdjęcie od przodu ... Niestety ... Przez cały czas miała mnie w .... tzn. poruszała się tyłem do mnie ...
Te sucholce to podpałka przygotowana do rozpalenia pieca, w którym zapewne urośnie pyyyyszny chlebek ...
Przedstawiam karpathoskę ... Zagoiła się całkiem całkiem ...
W lewej części zdjęcia knajpa Milos od tyłu ...
Spotkałam też drugą gospodynię ... Ale pewnie tamta pierwsza już do niej zadzwoniła i ostrzegła ...
Kiedy OT się w końcu wyspała ... trza było się ruszyć na pół litra białego i coś do tego ... Chcieliśmy wpaść do takiej jednej upatrzonej na początku wioski knajpki ale Rigopoula powiedziała nam, żebyśmy tam nie szli ... Lepiej żebyśmy poszli do Milos. No to zawróciliśmy i tamże poszliśmy ... Jednakowoż sądzę, że wlaściciele Milos to jakaś rodzina, albo co, Rigopouli , bo jedzonko było takie sobie ...
Jeszcze tylko zachodzik słońca i lajcikowego, dla mnie, dnia koniec ...