Od początku pobytu molestowaliśmy
Rigopoulę o chleb z pieca, który obecny jest obok jej sklepiku. Co więcej - chcieliśmy zobaczyć sam proces wypieku ...
I ten dzień wreszcie nadszedł
... Rigopoula rzekła: -
Jutro o 6 rano pieczemy ... ...
O 6 rano
? No dobra ....
Nadeszło jutro .... Uwierzcie mi ... Naprawdę baaaardzo chciałam przed tą 6 wstać .... bardzo
! Ale ostatecznie stanęło na tym, że zostaję pilnować ogniska apartmanowego
a do pieczenia chleba deleguję OT ...
Pieczenie chleba, a najpierw jego przygotowanie, to proces baaardzo odpowiedzialny więc chłopom nic do tego. Mąż Rigopouli jest w tym procesie tylko pomocnikiem
...
Może co najwyżej podać ciasto
...
Pierwsze chlebki już się pieką ...
Następne czekają ...
Pierwsze chlebki gotowe ...
Uwierzcie mi ... Jeszcze cieple ... z oliwką i odrobiną
balsamico smakowały wysmienicie
...
Rigopoula zaprosiła nas też na jakieś danie z ciecierzycą, które gotowe będzie na wieczór
...
Dziś w planach mamy zejście w dół pod nasz apartman.... Tam gdzie codziennie słyszymy kozy i barany .... Ale najpierw kilka minut po Olympos .... a jakże
...
Właścicielka tego sklepiku informuje nas, że jego wystrój wykonała sama. Zajęło jej to 2 lata ...
Oj ciepło ...
Po prawej
PARTHENON... knajpa naszego gospodarza ...
W jednej z bocznych uliczek wstępujemy do bardzo niepozornej knajpinki i zamawiamy frappe ...
Właścicielka, bardzo zajeta
, instruuje męża jak ma ja przygotować
...
Widzicie te motki wełny?
Jak wspomniałam w Olympos jest jeden sklepik. Jakże byłam zdziwiona podczas pierwszej w nim wizyty, kiedy zobaczyłam, że jego głównym asortymentem, jest właśnie włóczka ! Był problem z wodą, był problem z chlebem.... Ale włóczki były nieprzebrane ilości! Patrząc na wystrój domostw - już się nie dziwię. Musiały schodzić tego nieprzebrane ilości
...
I wiecie co Wam powiem ? To była najpyszniejsza frappe jaką piłam w życiu! Polecam !
A to widok z zewnątrz...Po lewej drzwi do knajpki ...po prawej wejście do kapliczki
...
Tuż za ta właśnie kapliczką po prawej należy zatrzymać się na kawę
...
Spacerujemy ...
Ta mięta często padła naszym łupem.. Dodawaliśmy ją do wszelakich napitków: wody herbaty ...
Sprawdzamy czy z NASZYM pustostanem wszystko ok.
...
Jeśli się tylko da zaglądamy do środka wszelakich ruder, których jak wiadomo w Grecji nie brakuje ...
Widać resztki typowo Olymposkiego łóżka ...
Wielokrotnie spacerując po Olympos próbowaliśmy dostać się do głównego, najbardziej zabytkowego
kościoła
Assumption of Virgin Mary. Za każdym razem był on zamknięty i nikt nie potrafił nam odpowiedzieć kiedy otwarty będzie ... Tego dnia mieliśmy szczęście. Przyuważyłam, że z kościoła wychodzi, zamykając go, pan robotnik. Okazało się, że w środku mają miejsce jakieś prace renowacyjne i kościół nie jest udostępniany dla zwiedzających
. Bardzo, bardzo grzecznie zapytałam czy nie wpuściłby nas tam dosłownie na chwilunię ... O dziwo, pan zgodził się bez problemu ...
Kościół wybudowano w 1500 r.
Orzeł dwugłowy wszechobecny ...
Jako, że zegar na wieży wskazywał prawie 13 nadszedł chyba czas żeby wyruszyć na zaplanowaną mini wycieczkę ... tym bardziej, że temp. prawie idealna
...
Przy restauracji
Milos ulegam rozdwojeniu
...
...