Zacznę od cytatu z przewodnika Chorwacja - w kraju lawendy i wina wyd. Bezdroża: "(...) Do gaszenia pożarów służą tu m. in. tak zwane kanadiery. Są to niewielkie żółte samoloty, które mogą na raz zabrać kilkaset litrów wody. Aby nabrać wodę w zbiorniki, kanadier zniża się nad powierzchnię morza, dolna klapa samolotu otwiera się, a po nabraniu wody luk zamyka się, kanadier zaś leci nad teren pożaru i wylewa ładunek na ogień. (...) Latem 1999 roku nieopodal Szybenika zdarzył się tragiczny wypadek. Pewien niemiecki turysta pływał w dużej odległości od wybrzeża, gdy przyleciał tam kanadier. Kiedy pilot tankował wodę, turysta musiał akurat nurkować, gdyż - jak się okazało - nie zauważono go i dostał się do zbiorników samolotu wraz z zaczerpniętą wodą. Ów Niemiec pewnie zdążył się utopić wewnątrz samolotu, nim nieświadomy niczego pilot wyrzucił go razem z wodą na płonący niedaleko las."
Mam nadzieję, że tym razem - oprócz pożaru, który gaszono w kilkunastogodzinnym odstępie - przez dwa dni (1 i 2 sierpnia 2012), nic podobnego się nie wydarzyło. Poniżej kilkanaście zdjęć kanadiera w zatoce w Marinie (niedaleko Trogiru), zrobionych pierwszego dnia akcji.