napisał(a) aga_stella » 28.05.2018 20:44
Od początku nasz plan zakładał dotarcie do Chora Sfakion, gdyż chcieliśmy wracać inną drogą, a nie tą która przyjechaliśmy. I tu ożywiła się koleżanka i wymyśliła, co by pojechać do metalowego mostu nad wąwozem Aradena. Było już trochę późno, a do hotelu jeszcze kawałek drogi, więc jesteśmy w rozterce. Nawigacja pokazuje drogę do Aradeny, która wygląda jakby wnerwione dziecko pomazało kartkę flamastrem
Jednak wychodzi nam, że damy radę (do hotelu musieliśmy wrócić na 21.15, bo kolacja była tylko do 21.30.) . Jedziemy i już po chwili czujemy się jak na karuzeli, a na tylnej kanapie bujamy się od prawa do lewa. Widoki są za to fantastyczne. Lekki niepokój budzą tylko kamienie leżące na drodze. Spadnie nam coś na łeb, czynie
Nie spadło. Nie ma miejsc postojowych, ale ruch jest znikomy, więc od biedy można się gdzieś zatrzymać. My mieliśmy niestety mało stopów, bo czas biegł nieubłaganie.
Przy tej drodze znaków jest wyjątkowo dużo i to właśnie tu wszystkie były mocno ostrzelane. Jeden wyglądał jakby przywalono z broni na słonia (tego akurat nie mam na fotkach
Po drodze, w wiosce tradycyjny element greckich dróg
i nareszcie