Prolog
"Przyszła kryska na Matyska. Dziecię wam się pojawiło. Koniec z wakacjami w pociągu czy w innej Gruzji. Teraz to już musicie wybierać porządne biuro podróży, sprawdzony hotel. I żeby był brodzik dla dzieci, i plac zabaw i jakieś fajne animacje. Plaży wcale nie musi być. Basen lepszy. Na plaży wieje i junior może dostać kataru. I tak wrócicie umęczeni. Z dziećmi nic się nie da zrobić. Co najwyżej pójść na basen. No może jak będę trochę starsze to do jakiegoś aqua parku. Nie pozwiedzacie. Będzie płakać i nic nie będzie mu się podobało. Do jakiś cywilizowanych krajów musicie jeździć, żeby lekarz był. Dzieci zawsze chorują na wakacjach. I koniecznie bierzcie Ol in – nie będziecie musieli łazić po restauracjach. A najlepiej to w ogóle nigdzie nie jeździć z dzieckiem najfajniej jest w domu. Albo gdzieś blisko - możemy wam polecić fajną agroturystykę nad Świdrem”. Mniej więcej tak kończyła się prawie każda rozmowa ze znajomymi na temat podróży z dzieckiem. Podskórnie czuliśmy, że tak nie musi być. Że to w dużej mierze kwestia wyboru no i postanowiliśmy jednak pojechać z juniorem na wakacje. Tak więc jeśli ktoś chce poczytać o tym jak nam mijał czas w drodze z pokoju na basen (bo na plaży przecież wieje ) i tym co zobaczyliśmy po drodze (z perspektywy dwóch starych koni i jednego małego juniora) to zapraszam.