The end
Ostatnie dwa dni (a właściwie półtora) to spacery po plaży, pakowanie, kupowanie pamiątek, niespieszne picie frape i soku pomarańczowego. Generalnie wakacyjna nuda.
Po dwóch tygodniach wsiedliśmy do samolotu i powiedzieliśmy „Andijo Kriti. Może jeszcze kiedyś tu wrócimy".
Cóż tu dużo mówić. Kreta nam się podobała. Może nie na tyle żeby spędzać tu każde wakacje ale jako miejsce na wakacje z juniorem było OK (chociaż dotychczas nam się wydawało, że raczej spędzimy tu pierwsze wakacje na emeryturze ). Gdyby pogoda nieco bardziej nam sprzyjała pewnie trochę tych „moni”, zamienilibyśmy na jakieś „paralia” ale nie ma co narzekać. Przekonaliśmy się, że z kim jak z kim ale z naszym juniorem można zobaczyć coś więcej niż basen. Junior raczej też był szczęśliwy z takiego obrotu spraw – kotki, kózki, owieczki to było to co nasz tygrysek polubił najbardziej na Krecie. Inne atrakcje na szczęście mu nie przeszkadzały więc i rodzice coś z tego mieli. Pewnie wyjeżdżając bez juniora mieliby z tego jeszcze więcej ale ominęłaby nas radość z pokazywania dziecku palmy, zaglądania przez każde okienko twierdzy w Rethymonie celem sprawdzenia czy widać morze i jeszcze paru innych rzeczy.
Dziękuję wszystkim za uwagę i do zobaczenia w następnych relacjach .