Hello!
Po dwutygodniowej przerwie postanowiłam "wskrzesić" relację. Może znajdą się chętni do czytania
23 lipca (piątek): Wieczór w Trpanju - część drugaBiegniemy w stronę morza, bo słońce zachodzi:
Mamy mało czasu, żeby zdążyć je uchwycić, zanim schowa się za górę. Coś tam się udało:
Centrum Trpanja wieczorem wygląda tak:
Mało spacerowiczów, za to kilka kotów:
Zvjezda Mora, którą tym razem podziwiamy w wieczornej odsłonie:
Przed Tuna Barem ten sam pies, którego widzieliśmy tu ostatnio
:
Wygląda na znudzonego. Trudno się dziwić, życie toczy się powoooli. Leniwą atmosferę zakłócają tylko krzyki animatorki dochodzące z basenu hotelu Faraon
:
Reklama fishpicniku:
Nie skorzystamy z tej oferty. Byliśmy już we wszystkich tych miejscach, a na Pelješcu nie zostało nam już zbyt wiele dni. (A jeszcze tyle do zrobienia!)
Odeszliśmy trochę od nabrzeża, bo chcemy sprawdzić, czy uda nam się "wyrwać" stolik w mającej bardzo dobre (wręcz rewelacyjne) rekomendacje (średnia 4,9 na GM) konobie Ribar. Niestety, wszystko zajęte
A my jesteśmy coraz bardziej głodni...
W Trpanju nie ma zbyt wielu lokali gastronomicznych. Ostatecznie lądujemy w konobie Škojera (też niezłe oceny - średnia: 4,7), która ma bardzo przyjemny ogródek, zimne piwo
:
i miłą obsługę. Niestety, czystość stołów pozostawia wiele do życzenia
Ostatecznie wycieramy sobie stół sami
Toaleta też bardzo słaba... No ale skoro tyle osób chwali tutejszą kuchnię, może się nie strujemy
I tak nie mamy w Trpanju wielkiego wyboru.
Ostatecznie zjadamy bardzo smaczną rybę, której jeszcze nigdy nie próbowaliśmy. Po chorwacku nazywa się
lokarda i należy do makrelowatych, ale kelner wyraźnie zaznacza, że nie jest to
skuša. Zdjęć brak, bo rybka szybko zniknęła z talerzy
Przy kolacji towarzyszył mi taki Koleżka:
Porcje były duże (po dwie lokardy), więc opłacało mu się czekać - dostał sporo rybki
Jeśli chodzi o jedzenie, konobę Škojera, mogę polecić. Mimo że jedliśmy z Małżem to samo, klienci przy sąsiednich stolikach wyglądali na zadowolonych i słyszeliśmy, że chwalą kuchnię. Obsługa mogłaby natomiast częściej przecierać stoły i "popracować" nad toaletą...
Włóczymy się jeszcze trochę po nocnym Trpanju:
Bezskutecznie próbujemy kupić gumową kaczkę
Udaje się natomiast upolować piękny, ręcznie robiony, magnesik.
Powoli zmierzamy w stronę samochodu. Mijamy kościół św. Piotra i Pawła:
i zagłębiamy się w zaułki, żeby tym razem zobaczyć je w nocy:
W kawiarni Betula jest klimatycznie:
chociaż oświetlenie kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem
Pięknie "obdarty" budynek
:
Jedziemy do Orebića przez ciemny Pelješac. Wróć, nie taki ciemny, jest pełnia
Nagle na drodze pojawia się szakal
Całe szczęście udaje nam się go nie rozjechać, szybko ucieka w stronę zarośli. Nie było czasu mu się przyjrzeć dokładnie, ale mamy pewność, że był to szakal. Cieszymy się, że mogliśmy go zobaczyć, chociaż przez ułamek sekundy
Jest wspaniała gorąca noc, a księżyc nas hipnotyzuje
Zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym nad Orebićem, żeby popatrzeć na dwa rozświetlone miasta.
Wiadomo, jak wyszły zdjęcia pstrykane bez statywu. Mimo pełni:
Ale na żywo było magicznie
Mamy ochotę przejść się nad morze, ale ostatecznie stwierdzamy, że Jadran jest zbyt spokojny, a fajnie, gdyby falował, kiedy będziemy nad nim siedzieć
Prawda jest taka, że jak już docieramy na nasz wygodny tarasik na kwaterze, nie chce nam się stamtąd ruszać
Słuchamy świerszczy i relaksujemy się...