20 lipca (wtorek): Kajakiem między wysepkami - część druga i pizza na Campie LavandaOpuszczamy wysepkę Majsanić i płyniemy w stronę Velej Stupy. Ścigamy się z panem w zielonym kajaku
:
Miejscami jest bardzo płytko, trzeba uważać na wystające z wody
grzebienie:
Tamten kajakarz dotarł szybciej do brzegu
, ale miał bliżej i było mu łatwiej w plastikowym kajaku. Zresztą nie będziemy wysiadać przy knajpce, która co prawda wygląda sympatycznie:
ale nie wzięliśmy wystarczająco dużo pieniędzy, żeby tu jeść, a piwa raczej nie mają (ewentualnie jakąś Coronę
0,33, a to nie piwo przecież
)
Widzimy też pierwszą dzisiaj huśtawkę ustawioną w wodzie
Popularne
ustrojstwo, o czym przekonamy się za chwilę. Żałuję trochę, że nie skorzystałam...
Kolorystycznie beach bar utrzymany jest w greckich klimatach. Znalazłoby się też jakieś wygodne miejsce do plażowania:
ale spróbujemy opłynąć wyspę i poszukać czegoś bardziej w naszym stylu:
Mamy teraz taki widok na Orebić:
Udaje się znaleźć na Velej Stupie fajną półkę skalną:
I pewnie z radością plażowalibyśmy w tym ustronnym miejscu, gdyby nie fakt, że wiatr wzmaga się z każdą minutą, a Plavac coraz bardziej podskakuje na falach:
Małż zabezpieczył go kotwicą z solidnych kamieni (umieszczonych w siatce do podrywki wędkarskiej), ale przy tak silnym mistralu, na dłuższą metę, niewiele to da.
Zgarniamy więc Różowego Koleżkę i płyniemy w stronę Orebića:
A potem na wschód, pchani wiatrem. Tak się sprytnie ustawiliśmy
Ciekawe, jak będzie z powrotem
Czy mistral się uspokoi, czy też będziemy zmuszeni siedzieć gdzieś na jakiejś plaży aż do zmroku...
Mijamy miejsce, z którego startowaliśmy:
Przed nami Trstenica:
Nie żałuję, że nigdy nie powiększyliśmy tłumu na tej plaży
:
Obok hotelu i winiarni Korta Katarina jest już więcej przestrzeni:
Natomiast plaża przy campie Nevio znów zatłoczona:
Choć dużo miejsca zajmują na niej różne pływadła i namiociki rozłożone, mimo że jest tu sporo naturalnego cienia.
Kolejna huśtawka w wodzie:
Skuter przecina nam drogę, powodując wielkie fale
:
Zdecydowanie za duży ruch! Ale zaraz odpoczniemy. Właśnie widzimy obiecującą i zupełnie pustą plażę
:
Zastanawiamy się, co jest z nią nie tak
:
Na razie wygląda fajnie:
Co prawda nie ma tu małych, okrągłych otoczaków, ale jest więcej niż przyzwoicie
Zanim jednak będziemy plażować, pójdziemy coś przekąsić, bo oto wylądowaliśmy obok campingu Lavanda. Camp działa od roku, a nad samym morzem mieści się miła restauracja, z takim widokiem:
Na wprost mamy Veliką Sestricę:
a za moimi plecami - campingową plażę i kolejną huśtawkę
:
Miałam się w końcu pohuśtać, ale... zapomniałam
Zjadamy bardzo smaczną pizzę z pršutem:
Siłę wiatru dobrze widać po moich włosach
Restauracja ma bardzo dobre opinie na Google Maps, w karcie można znaleźć praktycznie wszystko - od ryb i owoców morza, przez čevapy i inne mięsa, pizzę, makarony, aż po dania
ispod peke. Ceny są umiarkowane, jak na tak pięknie położony lokal. Obiecujemy sobie, że tu przyjdziemy kiedyś wieczorem, ale ostatecznie nie udaje nam się
Jakoś zawsze bardziej ciągnęło nas do centrum... Żeby dotrzeć na Camping Lavanda, trzeba iść dość spory kawałek wzdłuż ruchliwej drogi, a to nie należy do przyjemności.
Sam camp też robi dobre wrażenie, przynajmniej tak nam się wydaje na podstawie krótkich obserwacji, np. sanitariaty są bardzo czyste (korzystaliśmy tylko z tych przy plaży i restauracji jednocześnie). Małżowi w takich momentach zawsze robi się trochę smutno, że już nie jeździmy na campingi... Myślę, że temat campów nie jest dla nas zamknięty, jeszcze pojedziemy
Może w innym kraju
Po smacznym obiedzie idziemy na plażę, przy której zostawiliśmy (na kotwicy) naszego Plavca. A że trochę mi się nudzi
, spaceruję:
Plaża w dużej części zawalona jest uschniętymi drzewami i drewnianymi konstrukcjami, ale nie to jest problemem.
Bardzo trudno wchodzi się tutaj do wody. Normalnie nie zwracam na to uwagi, bo zawsze jakoś wejdę
, ale w tym miejscu mnóstwo jest wielkich głazów, a grzebienie skalne trafiają się nawet tam, gdzie jest już głęboko. Mieszkańcy campingu mają do dyspozycji wygodną, sztucznie usypaną, plażę, więc nic dziwnego, że z niej korzystają. Jednak do spokojnego leżenia, czytania, relaksu to miejsce nadaje się znakomicie
Po dłuższym leniuchowaniu zbieramy się w drogę powrotną. Fale są nadal spore, ale nie wieje już tak mocno. Gonimy galeba
:
Swoją drogą, bardzo mało mew jest w okolicach Pelješca. W zeszłym roku, u wybrzeży Brača, trafialiśmy w zdecydowanie bardziej
galebowe rejony.
Mijamy fishpicknickowy statek, z którego właśnie skaczą turyści:
To
Papa, którym można popłynąć na wysepki na Kanale Korczulańskim, m.in. na Badiję, no i jeszcze do Lumbardy. Zastanawialiśmy się nad skorzystaniem z tej atrakcji, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że na Badiję, a nawet dalej (
) popłyniemy sobie kajakiem
Przybijamy do brzegu w miejscu, w którym rozpoczęliśmy wycieczkę. Małż idzie z kajakiem do apartmana, a ja czekam na plaży:
wpatrując się w oświetloną wieczornymi promieniami słońca Veliką Sestricę:
Kiedy oboje docieramy na kwaterę, jest już po 18:30. Jesteśmy trochę zmęczeni i nie chce nam się uskuteczniać
pindrzonka, więc zostajemy "w domu". Czasami trzeba pozjadać coś z własnych zapasów
Na koniec - trasa całej wycieczki (trzy kolory, trzy etapy
), którą opisałam w dwóch odcinkach: