13 lipca (wtorek)/14 lipca (środa): Chorwacja wita nas chmurami. Pelješki most w roli głównejZanim opiszę podróż nad Jadran, kilka słów o naszych tegorocznych wyborach. Zdjęciowe zagadki zajawkowe odgadnięte, więc wiadomo, dokąd jedziemy
Od wielu lat wybieramy tylko chorwackie wyspy (chcemy mieć w miarę puste plaże, a zmuszeni jesteśmy jeździć w sezonie), ale ponieważ długo nie było nas na Pelješcu, ciągnie nas trochę na półwysep. (Tym bardziej, że to być może ostatni rok
takiego Pelješca. Kiedy most będzie gotowy, jest ryzyko, że okolica zmieni się nie do poznania...
) Nie mamy tylko przekonania co do miejscówki, ale w końcu decydujemy się na Orebić, świadomi jego wad
Szczerze mówiąc, nie przepadam za tą miejscowością, ale w innej też nas nie widzę. Może w Trpanju, ale nie chcemy mieć widoku na ląd
Robię (w myślach
) tabelkę z plusami i minusami. Ostatecznie plusy w postaci bliskości starówki Korčuli, obecności wysepek, na które można popłynąć kajakiem, większego wyboru restauracji oraz szlaku na sv. Iliję przeważają
O minusach może kiedy indziej
Wysyłamy, co prawda, maile do właścicieli kwater w różnych rejonach Pelješca, ale ostatecznie wygrywa najlepsza kwatera w Orebiću
Wpłacamy 100 euro zaliczki i mamy rezerwację na 14 dni, czyli na główną część wakacji. Pozostaje wymyślić, co będziemy robić dalej. Mamy jeszcze miesiąc do wyjazdu...
Intensywnie poszukuję apartmanu na Mljecie, ale ceny są zaporowe. Ostatecznie odpuszczam. Potem wpadam na szalony pomysł
Po gwarnym Orebiću fajnie będzie odpocząć na jakiejś małej wyspie, na której nic nie ma. (Tak wtedy myślę
) Przypominam sobie o Wyspach Elafickich niedaleko Dubrownika, na których byliśmy kiedyś w ramach fishpicnicku - w 2008 roku, z campingu Pod Maslinom.
Na Koločep i na Lopud nie można popłynąć z samochodem, ale na Šipan już tak (chociaż na wyspie jest właściwie jedna droga licząca 5 km i łącząca jedyne dwie mieściny). Na Airbnb znajduję kwaterę, która wygląda świetnie. W tej lepiej położonej i większej miejscowości - w Šipanskiej Luce. (Przy okazji dziwię się, jak dużo jest tam restauracji
) I w ten sposób mamy kolejną rezerwację
Teraz pora na zrealizowanie starego marzenia
Od lat chcieliśmy dotrzeć w Prokletije (Góry Przeklęte), wciąż bardzo mało popularne pasmo górskie na granicy czarnogórsko-albańskiej. Małż woli mieszkać w Czanogórze, więc odpuszczam poszukiwania noclegu w malowniczym albańskim Theth. Przeczesuję kwatery w Vusanje i Gusinje. Jednak w każdym apartmanie jest coś
nie teges Wybredna jestem, ale nie chcę się rozczarować.
W końcu na bookingu znajdujemy idealny mały pensjonat, pomiędzy Plavem a Andrijevicą. Będzie to oznaczało dość dalekie dojazdy do szlaków, ale też pyszne śniadanka i świetne warunki. Decydujemy się
Czwartą miejscówkę znajdziemy w czasie urlopu. I tak jedzie z nami laptop, bo gdybym codziennie nie zgrywała zdjęć i nie oglądalibyśmy ich od razu, później nie chcielibyśmy tego robić. Kto dałby radę obejrzeć 12 tysięcy fotek za jednym
posiedzeniem Ufff, mam nadzieję, że przebrnęliście przez ścianę tekstu
Teraz, kiedy wiadomo dokąd i dlaczego jedziemy, pojawią się zdjęcia
Pierwsza, tradycyjna fotka, czyli zapakowany Maździak:
Tym razem nie pod sam dach, jest sporo prześwitu
Bagażnik wiadomo, że pełny, więc nie pokazuję. Spakowanie się na prawie 4 tygodnie było małym wyzwaniem, zwłaszcza, że musieliśmy uwzględnić górską część i wziąć buty trekkingowe, kije, plecak górski i cieplejsze ciuchy. Na szczęście nie braliśmy krzeseł, stolika, namiotu i innego wyposażenia campingowego, bo nie przewidywaliśmy pobytu na campingu, nawet awaryjnego
Wyruszamy 13 lipca (we wtorek), przed 20:00. Jedziemy przez Czechy, Austrię i Słowenię, tym razem nie omijamy autostrady. Drogi są puste i jedzie się bardzo dobrze, nawet przez zwężenia na autostradzie w Czechach. Na granicy w Macelj stoimy zaledwie 15 minut. Ustawiamy się na pasie Enter Croatia, który okazuje się przesuwać wolniej niż ten drugi. Wiadomo, zawsze drugi pas jedzie wolniej
Pogranicznik tylko skanuje nasze paszporty, nic więcej, żadnych dodatkowych pytań. (Być może wyświetlił mu się nasz formularz EC.)
Witaj, Chorwacjo!
Teraz trochę nudy na chorwackiej autostradzie
Tunel zimno-ciepło przesypiam
Pierwszy raz w życiu, akurat na chwilę zapadam w drzemkę. No dobra, na jakieś pół godziny
Małż budzi mnie zaraz za tunelem i udaje nam się wspólnie ustalić różnicę temperatur. Przed tunelem: 20 stopni, za: 26 stopni. A wszystko to przed 6 rano
Rekordowo ciepło
Generalnie, przez całą noc było gorąco; jedna z tych tropikalnych nocy, których w tym roku nie brakowało.
Skoro się już obudziłam, robię zdjęcia:
Szaro
Chorwacja wita nas chmurami. Jest duszno, ale słońca brak, na razie.
Przerwa na rozprostowanie kości gdzieś w okolicach Szybenika:
Maździak taki czysty jeszcze
Pod koniec wyjazdu był najbrudniejszym autem na Bałkanach
Wychodzi słoneczko i oświetla szczyty Biokova:
Mijamy zjazd na Split, a później węzeł Šestanovac. Jedziemy fragmentem autostrady, którego nie znamy
:
Zjeżdżamy na Ploče:
Planowaliśmy płynąć promem do Trpanja, ale na miejscu jesteśmy o dwie godziny za wcześnie. Nie będziemy czekać, jedziemy dookoła. Dawno nie przejeżdżaliśmy przez deltę Neretwy. Z przyjemnością pooglądamy sobie widoki:
Przerwa na punkcie widokowym:
Tam jedziemy
:
Małż koniecznie chce się przyjrzeć Pelješkiemu mostowi, więc zatrzymujemy się w okolicach Kleku:
Konstrukcja prezentuje się imponująco:
Dojeżdżamy do Neum:
Ciasna zabudowa:
Ostatnie spojrzenie na Most:
i wjeżdżamy na Półwysep. Okolice Małego Stonu:
I Ston, ten duży:
Coś tu się podziało, od czasu kiedy ostatnio byliśmy na Pelješcu (czyli w 2010 roku
). Twierdza ładnie odrestaurowana:
Poza tym wszystkie parkingi płatne (parkometry). 11 lat temu wszędzie można było stać za darmo i było zdecydowanie mniej ludzi. Mijamy wycieczki ludzi zmierzające na mury
Co tu się dzieje? Powtarzamy to pytanie po chwili, gdy stajemy na pierwszym ruchu wahadłowym.
Wiele miejsc u nasady Półwyspu jest rozkopanych, budują drogi dojazdowe do Mostu:
Mijamy Drače:
Po jakimś czasie - jest, słynny
punkt widokowy przed Orebićem:
W tę stronę nie zjeżdżamy. Linia ciągła, a poza tym Sv. Ilija i tak jest w chmurach:
Z Eliaszem "przywitamy" się później, a teraz jedziemy witać się z gospodarzami