18 lipca (niedziela): Nakovana, Viganj, Kućište
Dziś od rana pochmurno, chociaż szczyt Sv. Iliji widać:
Wybieramy się więc znowu na wycieczkę. Na pierwszy ogień idzie Nakovana - opuszczona wioska u podnóża masywu św. Eliasza. W starożytności mieszkali tu Ilirowie, a pobliskie jaskinie kryją ich miejsca kultu. Podobnie jak Marta (Ruzica), nie będę opisywać szczegółowo historii tej osady, bo świetnie zrobiła to Aldonka w Klubie Miłośników Półwyspu Pelješac - klik
Jadąc do Nakovany, spodziewałam się czegoś podobnego do hvarskiego Humca. Jednak to miejsce jest nieco inne...
Spacerujemy całkiem sami i chłoniemy jego klimat:
Trochę poezji na ścianie jednego z budynków:
Przyglądamy się z bliska mniej i bardziej zrujnowanym domom:
Ścieżka, której prawie nie widać:
prowadzi do crkvy Male Gospe i dalej, do jaskini ze stalagmitem w kształcie fallusa Chociaż jest też alternatywna droga, nieco szersza, przynajmniej na początku Nie będziemy jednak iść żadną z nich, nie przygotowaliśmy się dzisiaj na przedzieranie się przez krzaczory. Odpuszczamy dodatkowe atrakcje; z tego, co widziałam w relacji Ruzicy, nie ma sensu żałować, że nie zobaczyliśmy fallusa, okazał się niezbyt imponujący
Wracamy z zakrzaczonej ścieżki do "centrum" osady:
Jedyny zamieszkany dom:
Krzesełka jeszcze mogą się przydać :
Powoli opuszczamy Nakovanę. Żegna nas delegacja kotów Black Red White , ale w postaci dwóch przedstawicieli:
Podobał mi się klimat tego miejsca. Trochę posępny (może to kwestia pogody?), trochę romantyczny. Wygląda to bardziej autentycznie niż w Humcu (na Hvarze), w którym część domów została odnowiona. Nie mówię, że Humac gorszy; po prostu inny
Wsiadamy do Maździaka i wracamy w stronę Jadranu. Punkt widokowy zajęty przez rowerzystów:
Już mamy stąd zdjęcia, zrobione w lepszych warunkach pogodowych.
Postanawiamy zajrzeć do miejscowości położonych na zachód od Orebića. Zaczynamy od Viganja:
Zatrzymujemy się przed lokalem o nazwie Bistro Montun:
Iliryjski żołnierz przypomina nam o Nakovanie :
Organizowane są stąd wycieczki, również do jaskini:
Może jednak warto było zobaczyć fallusa?
W Viganju nie brakuje takich obrazków jak ten:
W końcu miejscowości na zachód od Orebića (Viganj, Kućište, Perna) to mekka windsurferów i kite'owców.
Poza tym nie widzimy w Viganju niczego ciekawego, jedziemy więc dalej - w stronę Kućište. Droga trochę się korkuje:
Na zdjęciu powyżej widać polecany przez Katerinę beach bar Čiringito. Niestety, wszystkie stoliki są zajęte. Generalnie, jest tu bardzo tłoczno.
Windsurferzy szaleją :
Dojeżdżamy do Kućište:
Tutaj podoba nam się bardziej niż w Viganju (choć trudno powiedzieć, gdzie kończy się, a gdzie zaczyna kolejna miejscowość, są ze sobą "zrośnięte"), więc idziemy na krótki spacer:
Maleńka, ale urocza plaża :
Tutejsze budynki mogą budzić zachwyt:
Szczególnie ten za mną:
Wychodzi słoneczko, zaczynamy się rozglądać za jakimś kawałkiem plaży. Postanawiamy przejechać jeszcze trochę dalej (wychodzi nam dzisiaj zwiedzanie z auta ), w stronę Orebića.
Miło, że komuś jest miło :
Ostatecznie rozkładamy się na kilka chwil na plaży przy campingu Palme. Nie wiem, czy to jeszcze Kućište, czy już Perna...
Mamy stąd piękny widok na starówkę Korčuli:
Nieco dalej plaża jest bardziej zatłoczona, ale my mamy wystarczająco dużo przestrzeni:
Tylko trochę przeszkadza nam fakt, że za głową jeżdżą samochody. (Sami zresztą powiększamy tłok na tej drodze ) Nie szkodzi. I tak chcieliśmy się tylko wykąpać i trochę wysuszyć. Ruszamy w dalszą drogę, tym razem do Trpanja