Popijając zimnego, ciemnego Tomislava wkleję kilka zdjęć.
Poglądowa mapka. Trasa z Uvali Petarcica do Uvali Lovisce.
Raczej wyglądam tutaj na pospolitego bandytę niż kajakarza... ale co tam
Z tyłu widać fragment pieczary w której trzymaliśmy nasz sprzęt. Łącznie było tam zawsze kilka kajaków i kilka desek windserfingowych. Nasz Sevylor był tam w komplecie z wiosłami i kamizelkami przez ponad tydzień. Nie słyszałem, by coś komuś zginęło. Dla odmiany moim teściom w Jarosławcu ktoś w biały dzień gwizdnął sprzed domku rozkładany plastikowy stolik turystyczny za 50 zł.
Jak widać pot spływa ze mnie strumieniami.
To już blisko wyspy Scedro. Mój starszy syn dumnie dzierży wiosło.
Wpływamy do zatoki. Brzegi wskazują na ciut inną geologię niż wyspy Hvar w okolicach Zavali - także trochę niedostępne, ale mniej popękane i postrzępione.
Staramy się płynąć teraz jedną stroną zatoki. Po lewej ręce mijamy latarnię morską (Czy raczej sygnalizator?)
A to już potencjalni, gdyż niekoniecznie dokładnie ci, sprawcy bałaganu i syfu, który spotkamy w zatoce. Sporo wycieczkowców i innych jednostek wpływa tutaj dosłownie na kilkanaście minut, obsada wskakuje do pontonów, dobija do brzegu i robi krótkie party.... pozostaje sporo śmieci i zapach niekoniecznie rozmarynu, który dominował nam będzie podczas wędrówki po wysepce.
Dobijamy do brzegu. Za kajakiem widać kolorowe śmieci i białe kubki jednorazowe. Przy brzegu w płytkiej wodzie porozbijane butelki po "szampanie" wymieszane z niezliczoną ilością jeżowców. pomimo zastanego syfu widać, że życie podwodne jest tutaj bogatsze niż przy brzegu w Zavali.
O dziwo nie czuję jeszcze ramion. Woda była jak lustro, lekko pofalowana, wiatru brak, tylko słońce dawało się we znaki.
Jak widać plaża jest jaka jest...
Takie widoki jednak rekompensują zastany stan zatoki. Pięknie złoci się Hvar w pełnym słońcu.
Robię krótką przechadzkę po krótkim czole zatoki i szukam ścieżek oznaczonych na mapce. Chcemy pójść zarówno do Mostiru ale może też do Stanu i zobaczyć Korculę po drugiej stronie. Znajduję tylko ścieżkę do Mostiru. W drugą stronę jest wąski ślad w krzakach, ale z naszym obuwiem i odzieniem nie do przejścia. Kierujemy się więc na Mostir stromo pnąc po zakrzaczonym i zarośniętym rozmarynowym buszem wzniesieniu.
Po dziesięciu minutach jesteśmy na przełamaniu wzgórza. Wszędzie pełno jaszczurek i rozmarynu. W palącym słońcu aż zatyka nozdrza.
A to już widok na zatokę Mostir po drugiej stronie wzniesienia o powalającej wysokości 32 m.n.p.m.
Ciąg dalszy chyba będzie...
Pozdrawiam.