Witaj, Iwona! Trzymam kciuki za "dojrzewanie"
A teraz zapraszam na następny odcinek
3 sierpnia (sobota): Nowy kajak - nowe możliwości!Pompujemy naszą jednostkę pływającą i przygotowujemy ją do pierwszego morskiego rejsu. Tak prezentuje się - jeszcze na campingu:
Niesiemy kajak na pobliską plażę (przycampingowe skałki). Wodowanie ma miejsce w zatoczce Mina (na zdjęciu widać camping o tej samej nazwie):
Pierwsze uderzenia wiosłem i od razu czujemy, czym nasz nowy zakup różni się od Challengera (poza tym, że ich nazwy podobnie brzmią, bo Sevylor to model Adventure; Adventure - Challenger, a jednak różnica jest!
)
Przede wszystkim Sevylorek (jak go będziemy pieszczotliwie nazywać, przynajmniej do pewnego momentu...
) jest dużo szybszy, łatwiej sterowny i świetnie trzyma kształt na falach (nie zgina się na fali, tak jak Challenger). Nie zdarzyło się, żeby się kręcił w kółko, jak jego poprzednik
Ładniej też wygląda, ale powiedzmy, że to już mniej istotna kwestia
Naszym celem jest dzisiaj wysepka Zečevo położona naprzeciw campu we Vrboskiej, ale zakotwiczymy nie tylko tam.
Wypływamy na szersze wody. Jelsa widziana z "pokładu" (tam gdzie "zapalcowany" obiektyw
):
i dzielnica Jelsy - Vitarnja:
Jak widać, niektóre zdjęcia będą krzywe, inne z paluchem pośrodku
Ale będę nabierać wprawy i fotki z następnej wyprawy poprawią się i będzie ich więcej. Za pierwszym razem przede wszystkim cieszyliśmy się nowym kajakiem i tym, jak szybko pływa
, a zapominaliśmy o robieniu zdjęć.
Pierwszy przystanek (nie żebyśmy byli zmęczeni
, ale jeszcze w tym roku nie plażowaliśmy) wypada nam na półwyspie Glavica:
Bardzo wygodne półki skalne, więc można tu komfortowo poleżeć
"Adwenczera" też wyciągamy na brzeg (wyjątkowo, zwykle zostawał na morzu), bo nie możemy znaleźć tu odpowiedniego kamienia na kotwicę.
Widok na Vitarnję:
Odpoczywamy, relaksujemy się... Jest pięknie!
Po jakimś czasie ciszę mąci głośny ryk z głośników. Płynie "Makarski Jadran" i gra "Makarenę"
Szybko jednak znika nam z pola widzenia i możemy się dalej cieszyć plażowaniem i snurkowaniem
Życie podwodne w tym miejscu nie jest, co prawda, rewelacyjne, ale coś tam udało nam się sfocić:
W innych miejscach będzie pod wodą zdecydowanie piękniej.
Trochę lenistwa było, pora wrócić do pracy, czyli do wiosłowania!
Przyznam Wam się, że w tym temacie największą robotę odwala mój mąż
, bo wiosłuje cały czas, a ja jednak robię... częste przerwy
Ale przecież ktoś musi robić zdjęcia
Płyniemy w stronę Zečeva:
Dopływamy do latarni morskiej i w tym momencie wysiadają baterie w naszej nowej kamerce (aparacie podwodnym)
A więc - zdjęcia z latarnią nie będzie
A jednak mogłam dać taki tytuł
Na dnie torby mamy jednak stary aparat podwodny (pamiętacie "biedronkowego" Kodaka?
), który, odkąd mój mąż zanurkował z nim zbyt głęboko, podwodny już nie jest
, natomiast nadaje się jeszcze do robienia zdjęć z kajaka, bo nie boi się wody aż tak, jak inne aparaty
Dopływamy do brzegów Zečeva w miejscu, gdzie znajduje się jedyna zatoka na wyspie i gdzie na mapie mamy zaznaczone plaże. Niestety sporo tu jachtów i żaglówek, więc ostatecznie wybieramy miejsce przed uvalą, na średnio wygodnych skałkach (bardziej nadają się do siedzenia niż do leżenia):
z widokiem na Glavicę i camping:
Dowiadujemy się, że na plaży był Michael
i to dosyć dawno temu
:
Nie zostajemy tu długo, bo to jednak niezbyt wygodne miejsce do plażowania. Poza tym burczy nam już w żołądkach, a z prowiantu zapakowaliśmy jedynie slanace. Płyniemy więc w miejsce, gdzie spodziewamy się zjeść palačinki - do zatoki Soline.
W tej uvali na pewno sami nie będziemy, bo jest ona opanowana przez czeskich kolonistów
Ale tym razem chodzi nam o palačinki
Po odstaniu w kolejce
, dostajemy je wreszcie. Pierwsze palačinki z czekoladą w tym roku smakują świetnie!
Nasza wyprawa kajakowa powoli dobiega końca. Okazuje się, że nie wiadomo kiedy zrobiło się późno i należałoby wracać. Pozostaje nam rejs powrotny do zatoczki Mina.
Pierwszą wycieczkę uznaliśmy za bardzo udaną, chociaż nie odkryliśmy, póki co, jakichś cudnych, odludnych plaż. Przetestowaliśmy natomiast Adwenczera i (również - póki co
) jesteśmy z niego zadowoleni
Wieczór spędzamy (o dziwo!) na campingu, planując jutrzejszą wyprawę kajakową:
i zajadając się srdelami z grilla podczas "Ribarskoj večeri"
, którą dzisiaj zorganizowano na campie
Muszę tu przyznać, że nie spodziewałam się niczego więcej jak dwóch ryb na grillu i stu osób w kolejce do tegoż grilla
, a zostałam mile zaskoczona. Nie dość, że dla każdego było miejsce siedzące (stoliki z campingowej restauracji przeniesiono przed wejście do recepcji i w bezpośrednie pobliże grilla) i każdy otrzymał pokaźną porcję grillowanych sardynek z kruhem, to jeszcze oboje z mężem dostaliśmy dokładkę
Ryby były gratis, natomiast za piwo i wino trzeba było zapłacić, ale kosztowało tylko 10 kun, więc bardzo przyzwoicie
Tu już po "spałaszowaniu" całego talerzyka ryb:
Po pełnym wrażeń dniu i pysznej kolacji zasypiamy szybko. Jutro nowa przygoda!