13 sierpnia (wtorek): Ostatnia wyprawa kajakowaNiestety będzie to nasze ostatnie kajakowanie - i na Hvarze, i na tych wakacjach w ogóle. Dalsze pływanie "Kapciem" trochę mija się z celem... To jednak powinna być przyjemność, a częste przystanki w celu wylania wody z kajaka jakoś nas nie cieszą. Zresztą miejsce, w którym wylądujemy, nie będzie już tak atrakcyjne pod względem kajakowych wycieczek jak Hvar.
No to płyniemy! Ostatnio było w lewo - w stronę Zavali. Teraz popłyniemy w prawo - w kierunku Sv. Nedelji. Pomysł jest taki, żeby wracać z wiatrem (naiwni!
)
Zdjęcia były tak krzywe, że prostowanie ich nie miało sensu. Taki ich urok
ID w całej okazałości - widziany z morza:
Wiosłuje się nawet sprawnie (mimo że Kapeć nabiera wody i jest to odczuwalne). Mijamy Bojanić Bad i camping "Lili" w Jagodnej:
Fajne miejsce! Ale widać, że na plażach "dzikie tłumy". Bo też te przycampingowe plaże są dosyć mikroskopijnych rozmiarów.
Płyniemy wzdłuż ładnego klifu (krzywo i z kroplą wody
):
Do Sv. Nedelji mamy już bardzo niedaleko. Przepływamy obok wysokich skał, które kryją miejsce zwane na forum "laguną"
Chodzi o małą plażę znajdującą się obok małego domu - siedziby klubu wspinaczkowego. Z lądu prowadzi do niej wąska ścieżka. My natomiast możemy dopłynąć w to miejsce wąskim przesmykiem między skalnymi ścianami.
Jak już tu jesteśmy, zobaczmy tę słynną plażę
Jest ukryta za skałami:
Niestety w pierwszej połowie sierpnia plażowanie tutaj nie jest najlepszym wyborem, przynajmniej nie dla nas. Ludzi mnóstwo, więc trudno nam docenić urok tego miejsca. Chociaż całkiem ładnie tu:
Wspomniany dom, "przyciśnięty" do skały:
Wypływamy:
Sympatycznie, chociaż, jak dla mnie, to sztuczne ograniczenie przestrzeni ma dużą wadę - brak widoków na pełne morze!
Wiosła w dłoń i płyniemy do Sv. Nedelji:
Mijamy słynną sosnę:
Przydałoby się zatrzymać gdzieś, żeby wylać wodę z Kapcia. Poza tym mamy ochotę wreszcie trochę poplażować.
Niestety za Sv. Nedelją wybrzeże jest mało dostępne i niezbyt sprzyjające plażowaniu.
Natomiast dalej (np. do uvali Lučišće) płynąć nie damy już rady - trzeba opróżnić kajak z wody
Będziemy więc szukać miejsca wyjścia na brzeg w okolicach sosny.
Ostatecznie lądujemy na tej samej plaży, co podczas "zwiadu" tydzień temu:
Nie ma co narzekać - miejsce jest wygodne do leżenia. Kapeć odpoczywa i nabiera sił na drogę powrotną
:
a my podziwiamy rybki
:
To nasz ostatni dzień na Hvarze, leniuchujemy i korzystamy z niego na maksa, wpatrując się w widoczny (między Korčulą a Visem
) horyzont...
Nadchodzi jednak pora powrotu. Ciągle liczymy na pomocny mistral, jednak okazuje się, że mając nadzieję na wiatr "z właściwej" strony, byliśmy bardzo naiwni. Jak mogliśmy nie wziąć pod uwagę Praw Murphy'ego?! Od początku było wiadomo, że dzisiejsze popołudnie będzie jedynym bezwietrznym popołudniem po tej stronie wyspy
Jesteśmy zdani tylko na siłę własnych ramion.
A ponieważ one szybko się męczą
, szukamy kolejnego miejsca na odpoczynek (i wylanie wody z Kapcia). Rozkładamy się na skałkach niedaleko campingu "Lili":
Zrelaksowani możemy płynąć dalej - do ID. Jednak nie od razu dopływamy do naszego campu. "Międzylądowanie" robimy sobie w "centrum" Ivan Dolca.
Nie chodzi nam o plażowanie w tym miejscu (lepszą plażę mamy "u siebie"), ale o "przegryzienie czegoś". Zdążyliśmy trochę zgłodnieć. Porcja palačinków będzie w sam raz na "mały głód"
Idziemy do naszego ulubionego "Big Blue". A tam - pełen relaks! Należy nam się za te kilometry wiosłowania!
Dla tych, którzy stęsknili się za "zdjęciem z piwem"
:
W "Big Blue" jesteśmy po raz przedostatni. Będziemy tu jeszcze dzisiaj wieczorem
Wracamy na camping, a właściwie na naszą plażę, bo zamierzamy wykorzystać dzień do końca i trochę się jeszcze poopalać i posnurkować.
A w następnym odcinku zapraszam na ostatni wieczór w ID...