2 sierpnia (piątek): Camping i pierwsza wieczorna Jelsa"Przerażające" drogi Hvaru nie są już takie straszne. A przynajmniej jedna droga: Sućuraj - Jelsa, którą to, między Poljicą a Jelsą, poszerzono, położono nowy asfalt i... ustawiono nowe ograniczenia
Mijamy camping Grebišće, na którym byliśmy w 2007 roku:
Nawet nie próbujemy się tam zatrzymać, bo podejrzewamy, że w sierpniu z dobrymi miejscami na tym campie może być kłopot. Zresztą mamy już swój typ - położony bliżej Jelsy camping
Holiday. Również nam znany (z 2009 roku). Próbujemy tu szczęścia i udaje nam się znaleźć bardzo fajną miejscówkę:
Cienia mamy dużo, do kibelków dosyć blisko
, do plaży trochę dalej, bo jesteśmy rozbici w górnej części campingu, ale i tak rzadko będziemy korzystać z przycampingowej plaży (chyba że po to, żeby zwodować kajak).
Idziemy jednak na pobliskie skałki tuż po rozbiciu się. Zdjęć z tego "plażowania" nie ma, bo tylko przywitaliśmy się z morzem.
Później szybki campingowy obiadek, prysznic i teraz pora przywitać się z miasteczkiem. Już nie mogę się doczekać
W drodze do Jelsy - stanowiska dla camperów na naszym campie:
Oficjalna plaża w zatoczce Mina:
My, jeśli już korzystaliśmy z plaży przy campingu, chodziliśmy na skałki. Tłumy widoczne na zdjęciu (a było to już stosunkowo późno, koło 17:30) skutecznie nas odstraszały. Ale kajak jest m.in. po to, żeby tłumów unikać
Z campu Holiday na starówkę idzie się jakieś 15 minut, zacienioną promenadą. Po drodze można podziwiać motoryzacyjne atrakcje
:
Nigdy nie ukrywałam, że Jelsa to moje ulubione miasteczko w Cro
Mam do niej szczególny sentyment, więc w relacji pojawi się sporo zdjęć. (Tym bardziej, że spędzaliśmy tam prawie każdy wieczór z pierwszego tygodnia na Hvarze
) Dzisiaj pierwsza partia fotek, z pierwszej wizyty - raczej popołudniowej niż wieczornej.
Dobrze nam znane wąski uliczki
:
Kościółek sv. Ivana:
Nabrzeże z wieżą kościoła p.w. św. Fabiana i Sebastiana:
Ale jest też w Jelsie coś nowego
Biały mostek, a właściwie kładka, zrobiona najprawdopodobniej z bračkiego kamienia. Na mostku napis: "Molo Bonda"
Być dziewczyną Bonda - to by było coś!
Na razie usiądę sobie na "jego moście"
:
Obchodzimy marinę dookoła, zaglądamy do informacji turystycznej, żeby się dowiedzieć, co ciekawego będzie się działo w Jelsie w najbliższych dniach. Jakichś spektakularnych atrakcji raczej nie będzie - chorwackie arie operowe w poniedziałek (nie jesteśmy fanami opery) czy "bookshop boat" w najbliższy czwartek (a to chętnie zobaczymy, bo brzmi ciekawie).
Po spacerze i sprawdzeniu, czy wszystko jest na miejscu i czy zbyt wiele się nie zmieniło od roku, kiedy na chwilę zawitaliśmy tu podczas fishpicniku z Brača, idziemy na pierwsze w tym roku chorwackie piwo i pizzę z pršutem. Ogródek jest wspólny z lodziarnią i obserwujemy zmagania niemieckich dziewczynek (a właściwie całej rodziny, bo wszyscy pomagali) z wielką porcją lodów:
Zjedzenie tego wymagało niezłej akrobatyki
Jest jeszcze bardzo wcześnie, ale zmęczenie (nieprzespana noc) daje nam się we znaki. Opuszczamy więc Jelsę w promieniach zachodzącego słońca
:
i szybko kładziemy się spać.
Jutro pierwsza duża wyprawa kajakowa