A kto jeszcze pamięta stare, czasy z lat 70-tych i 80-tych XX wieku, jak wtedy jeździło się do Jugosławii?
A pamiętacie jak wtedy nasi przodkowie-rodacy kombinowali żeby pojechać na upragniony urlop do HR?
A kombinowało się nieźle; jak dostać paszport, jak załatwić tzw. dewizy, co wziąć na handel żeby było z czego sfinansować urlop i wreszcie czym dojechać?
Ja zapamiętałem jako dziecko 2 wyprawy z tamtych lat.
Pierwsza miała miejsce w połowie lat 70-tych i miała charakter turystyczno-handlowy, tzn. część handlowa wspierała część turystyczną pobytu. Zapamiętałem tyle że pojechaliśmy z rodzicami maluchem (126P) załadowanym aż po dach (tzn. lwia część towaru mieściła się na dachu właśnie) a wróciliśmy puściuteńcy - tzn. wszystko z powrotem zmieściło się w bagażniku malucha (sam nie wiem jak to możliwe). Reszta została u braci "Jugosłowian" wzmacniając ich potencjał turystyczny a nam umożliwiając bezstresowy pobyt przez 3 tygodnie na Hvarze na kempingu (zupki w proszku były wówczas hitem sezonu).
Trzeba przyznać że niezależnie od "dodatniego bilansu handlowego" pozostawienie całego inwentarza kampingowego było także bardzo praktyczne, bo nie trzeba tego było wozić z powrotem a na rok następny "organizowało się" nowy sprzęt.
Druga moja wyprawa z rodzicami, w roku 1981 miała już charakter zdecydowanie handlowy, tzn. celem wyprawy był nie tylko wypoczynek ale i tzw. "dodatni bilans handlowy" za który można było nie tylko spokojnie spędzić urlop w YU ale i odtworzyć majątek po powrocie do ojczyzny. Na ten cel ojciec zorganizował już dużego Fiata 125P + przyczepkę niewiadów. Z tamtej wyprawy zapamiętałem że "Jugosłowianie" brali od nas w zasadzie wszystko. Najbardziej cenione były szatory (czyli namioty) których ojciec upakował 3 (różne wielkości). Poza tym wzbogaciliśmy ówczesną Jugosławię o składaną łódź motorową (Pelikan), ruski silnik do tegoż "Wieterok", składaną łódkę żaglową typu Mewa, komplet mebli turystycznych, z 10 materacy, kuchenki turystyczne, butle, i cała masa innego sprzętu głównie turystycznego. Hitem wyprawy był profesjonalny jak na tamte czasy magnetofon made in Poland o nazwie "Finezja" który ładnie wchodził pod siedzenie. W tamtych czasach to już był prawdziwy "hurt" Ostatecznie duży Fiat wrócił do kraju bez przyczepy a po drodze zahaczając o "NRF" ojciec zakupił telewizor kolorowy na pilota, który podówczas był w Polsce nieznany.
Dziś, zapewne wiele osób nie chce już pamiętać o tamtych czasach, a być może nawet się wstydzi ale wg mnie nie ma czego - to nie nasza wina że za komuny normalnie żyć się nie dało...Bo jak uczciwy obywatel chciał jechać na urlop do YU to nie miał innego wyboru. Dodam jeszcze mój ojciec z zawodu był (jest) lekarzem...
To jak, pamiętacie co w tamtych czasach dobrze szło w YU???