Jordania ma tylko 26 km wybrzeża i nie jest to miejsce dla nas bardzo atrakcyjne, bez żalu opuszczamy miasto.
W drodze powrotnej wybieramy nie autostradę „15” tylko drogę „35” wzdłuż granicy z Izraelem i wzdłuż brzegu Morza Martwego. Mamy nadzieje, że uda się nam zlokalizować miejsce nadające się do kąpieli. Mieliśmy w bagażniku zgrzewkę wody i byliśmy zdecydowani zamoczyć się nawet jak nie trafimy na źródełko słodkiej wody.
Tak wygląda pierwszy odcinek drogi.
Po drodze zatrzymaliśmy się pod piekarnią. Dla mieszkańców byliśmy dużą atrakcją, chłopcy bardzo chcieli się fotografować Ciepły chlebek przez otwór w suficie spadał na widoczna na zdjęciach "ślizgawkę" i był bardzo smaczny. Natomiast słodkie bułki były tak słodkie, że nie daliśmy rady ich zjeść.
Z kąpielą wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy. Przy drodze stali niekompletnie ubrani tubylcy, wiadomy znak tego że mokro będzie. Jeden z mężczyzn od razu pokazał nam butelkę z wodą, którą trzymał (była słodka i ciepła) i powiedział skąd jej zaczerpnął.
Zejście jest strome i niezbyt atrakcyjne, wygląda trochę jak śmietnik, ale bezpieczne. Gdzie indziej można trafić na ostre załamujące się skały.
Z góry wpada tu wąski strumyk z ciepłą wodą. Wystarczy mieć pustą butelkę, albo pożyczyć którąś z porozrzucanych i można się umyć. Główne koryto tej rzeczki jest bardziej na lewo i ma wybetonowane ujście.
W górnym jej biegu, powyżej ulicy (dojście w górę wzdłuż betonowego płotu, po jego prawej stronie) jest mały wodospad. Poszedł tam mąż, ale nie wziął aparatu.