Popełniłem kilka mniej lub bardziej udanych relacji
Andaluzja, Algarve, Lizbona i okolice
Wiosenna Malta
Pag/Brać 2012
Kotlina Kłodzka 2012 (Adrspach, Kutna Hora, Praga, Hradec)
Cres 2008 - 1st time in Cro
2000 km po Rodos - 2011
Makarska Riwiera 2009
Trochę wiosny zimą - Cypr Luty 2013
Trochę lata wiosną - Turkiye 2013
BAWARIA, ITALIA, ISTRIA - SIERPIEŃ 2010, RZYM - Maj 2010, APULIA + KAMPANIA 2013
Listopadowa słoneczna Szkocja
Italia 2014 - Garda, Liguria, Dolomity
Kreta - Lipiec/Sierpień 2014
Kreta - Lipiec 2016
Teneryfa Zimą - Styczeń/Luty 2014
Gran Canaria zimą - Luty 2015
oraz
Montana on Tour - zbiór różnych krótkich wyjazdów
=============================================================
Niniejsza relacja - Jolka, Baśka .. Makarska Riwiera 2009 - Zapraszam!
Jako, że kończę powoli relację Trip 2010 - Bawaria, Włochy, Istria http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=35808 - powoli już czas zacząć wprowadzac Szanownych Forumowiczów w "klimat" kolejnej relacji
Jako też, że lecę z relacjami niezbyt chronologicznie to pozwolicie, mam nadzieję, aby tematem tej oto relacji była wyprawa na Makarską Riwierę z roku 2009 wraz miejscami, ktore odwiedziliśmy podczas tego wyjazdu (Trogir, Split, Primosten, Vodice, Szybenik, Makarska, Dubrownik, Ston etc)
Zaznaczam, że spisane tu odczucia dotyczące tras są MOIMI odczuciami z roku 2009, od tego czasu na samej trasie i w mentalności sąsiadów mogło sie sporo zmienić
Oczywiście akurat MR jest mocno rezprezentowana w relacjach na Forum, ale co tam - jak napisała mi tutaj pewna życzliwa koleżanka: "a co się martwisz, napiszesz i tyle"
Drugi raz w Cro był bardziej w ciemno niż pierwszy (pierwszy - Cres 2008 na Camp Kovacine http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=35297 - tam miejsce znaliśmy, ale tego, czy będzie coś wolnego w tym terminie akurat nie - tym razem wiedzieliśmy tylko, że chcemy jechać do Dalmacji
Jako, że nasze opowieści o wakacjach pod namiotem na Cresie u niektórych znajomych, co to byli juz w Chorwacji spotykały sie z jakimś takim... lekceważeniem, że to niby co to za K(C)res, co to za Chorwacja, jak ona koło Włoch, tylko Dalmacja się LICZY i tylko te miejsca, w których oni w tej Dalmacji byli... pomyślałem sobie: "kurde, ja Wam pokażę, pojadę do tej Dalmacji, zrobię trochę (krzywych) fotek i zobaczycie, że Cres wcale sroce (sępowi płowemu?) spod ogona nie wypadł!
Przecież nie może tam na tej Makarskiej Riwierze być dużo ładniej, czy ZUPEŁNIE INACZEJ, no bez jaj!
Popularny Szwagrito zasugerował mi, abym poleciał tą razą na Węgry, na słynną na Cropelce "86". Na mapie paluchem pokazał: "tutaj, lecisz, prosto w dół, mówię ci miasteczka ładne, domki, pieski szczekają, wszędzie zielono, zobaczysz... potem masz 10 kilmetrów przez Słowenię tylko, uważaj nie wjeź na Chytra cestę, a jak wjedziesz to cofaj pod prąd ", no dobra tak nie powiedział ... i mam nadzieję nikogo nigdy nie spotkać, kto tak miałby zamiar zrobić ..
Wyjazd tradycyjnie miał miejsce od rodziny, która mieszka 60 km od Warszawy przy trasie katowickiej. Jak zwykle o 8 rano byliśmy w Częstochowie (tym razem bez Szwedów - vide moje krótkie wejście do relacji Maslinki forum/viewtopic.php?t=30115&start=210) na Jasnej Górze, której odwiedzenie jest tradycją, która nie może zostać złamana
O 9 jecieliśmy już na Śląsk, Cieszyn, chwilę Czech. Jako, że nie miałem do tej pory zbyt wielu doświadczeń z pepiczkami, (także tych motoryzacyjnych) moja obserwacja po 40 kilometrach spędzonych na ich drogach jadąc na Słowację w kierunku ichniej Autostrady była nastepująca:
Pepiczki nie znają litości, albowiem jest to naród ekstremalny, jeśli chodzi o fury i poruszanie się po drogach. (takie myśli chodziły mi po głowie podczas jazdy - dziś patrzę na to inaczej Najpierw przez 5 km wlokłem się za Skodami 105 i Favorit ze średnią makabryczną prędkością 35-40 km/h, po czym gdy mogłem juz jechać szybciej, to albo powstrzymywał mnie znak obszaru zabudowanego lub szaleńcze wyścigi Skód Superb i Octavii na zakrętach, gdzie ja z kolei musiałem przyhamowywać, aby czeski ziober z ogrzewaną tylna szybą na karku nie rozbił się na Potravinach lub okolicznym drzewie.
Zauważyłem, że część Czechów (a jechałem przez ten kraj jak już wspomniałem tylko 40 km) ma w dupie znak "pozor Vlak" i zapierdziela przez przejazd kolejowy ile fabryka dała. A więc podsumowując: było wesoło - nie widziałem normalnie jadących, czyli ok 60 km/h w zabudowanym albo stówę poza nim - byli albo wolnemuły albo rajdowcy.
Po długich 45 minutach wjechaliśmy na teren Słowacji - tej samej Słowacji, w której byłem w ciągu ostatnich kilku lat (przed 2009)zdecydowanie za często, biorąc pod uwagę jakość świadczonych tam usług vs koszt, podejście do klienta (Polaka! i ceny w stosunku do wspomnianej jakości (sklepy do 16.30, hotele a la późny Dubczek, ceny karnetów narciarskich na poziomie austriackim (tutaj przegiąłem, wiem
Fajne jest jednak to, że jadąc do Cro (pomijając kawalek za granicą z Czechami i padaczkową przebudową drogi i światła w Powaskiej Bystricy właśnie w 2009 - za nią do samej Bratysławy jedziemy autostradką.
Prędkość autostradowa i generalnie nuda, na szczęście droga taka prosta jest czymś, co mnie absolutnie nie męczy i nie nuży, więc prułem poprzez kraj wschodnich pepiczków bez przystanku aż do stolicy, czasem tylko zaglądając w szyby mijanych aut czy czasem nie siedzą w nich smutni panowie chyhający na Polaczka jadącego 137 zamiast 130.
Po Bratysławie nastąpiły egipskie ciemności; dzięki totalnemu zachmurzeniu nastąpił najbardziej padaczkowy etap naszej podrózy czyli Węgry i osławiona Route 86 - wiem, że ma ona wielu zatwardziałych zwolenników na Cropelce, ale ja do nich nie należę i niestety chyba nie będę)
Dla mnie jazda co chwilę z prędkością 30km/h! nie jest twórcza ani zabawna jeśli, mam do przejechania pod tysiąc kilometrów, a czujnym potrza być, bo niekiedy za rogiem czai się biało-zielony Rendorszag (czy na Węgrzech nawet Policja nie może sie jakoś normalnie nazywać?)
Csorna - obiadek w towarzystwie Gulczasa (bardzo podobny do Pana Piotra z 1 BigBrothera szef grupy! i jego motocyklowej ferajny dziwiącej się, jak to możliwe ze potrawka z kurczaka wylewa się z mega wielkiego talerza, a to wszystko za nominalnie niewielkie pieniądze.
(sam przejazd kolejowy koło Csornej podczas naszego posiłku był zamykany trzykrotnie i wracając nadziałem się na zamknięty - przejechały dwa pociągi prędkością patrolową zblizoną do 5km/h)
Jako, że była dopiero 16 po południu - stwierdziliśmy, że bijemy nach Croatien - zostało około 150km, jeszcze tylko kawałek Słowenii i Policija czająca się przy swoim posterunku (a raczej chowająca się w cieniu), uniknięcie kilku kilometrów słowenskiej Bany i... jesteśmy w Hrvatska!
Celnik spojrzał głęboko w oczy, o nic nie zapytał tylko czujnym okiem zlustrował czy ekipa zgadza sie z tą ze zdjęć w paszportach, Hvala i najeżdżamy na Cakovec (tam pierwotnie miał byc nocleg), coś mi się jednak w tym kakowcu nie spodobało i poleciałem do kolejnego większego miasta jakim jest Varazdin.
taka to była traska http://g.co/maps/6ufm2
W miejscowości tej nie było problemu ze znalezieniem noclegu (choć pierwszy napotkany hotel chciał nas przenocować za bagatela 120 Oiro bez śniadania więc grzecznie powiedziałem "jakby co to albibek, ale na razie to Hvala") W uroczym pensjonacie Maltar naprzeciwko Super Konzuma skasowano nas mniej więcej 2/3 oferowanej wcześniej kwoty z wiktem i opierunkiem, więc dwa Karlovacko, prysznic i spać - na jutro zostało 500 kilosów po chorwackich autostradach.
A po przyjeździe na miejsce docelowe (jakie to miejsce ostatecznie i jak do tego doszło w części drugiej za parę dni) TAKI WIDOK (na Brać, na którym będę za nieco ponad 100 dni!