napisał(a) tony montana » 20.06.2012 10:15
Podróż do Splitu okazała się być małą traumą. 40 stopni w cieniu, korki w mieście, problemy z zaparkowaniem (w końcu udało się to zrobić w jakiejś małej uliczce przy posterunku policji, którą reprezentowało dwóch gości w oknach, w ciemnym oksach jak Nikola z początku opowieści - obserwowałi mnie parkującego tak zaciekawieni, że zastanawiałem się czy "TU MOGĘ"?
Oczami wyobraźni widziałem już jak jeden z nich bawiąc się Barettą oraz obracając ją w rękach podchodzi do mnie i mówi "10tysięcy kun za to co zrobiłeś gringo", ja zaś zaskoczony próbuję tłumaczyć, że nowy w mieście, miasto duże, poor tourist i zmieniam temat pytając kiędy do Cesarza, na co policeman zakłada mi podwójnego nelsona i ryczy "ne glebe gnoju"....
Dobra, wyobraźnia mnie poniosła jak idola mego, Zimocha Tomasza, idziemy prostą drogą (cud zgubić się i nie trafić do Dioklecjana w tym Splicie) w kierunku Pałacu.
Duszno jak na Narodowym dla naszych Orłów, po drodze zatem zarzymaliśmy się kilka razy (!), a to Ice Caffe, a to Sladoledy, dobra to mało istotne szczegóły, tym bardziej, że mające miejsce 3 lata temu (trudno pisze się kolejna relację, po takim czasie - generalnie widzę, że trzeba pisać je na bieżąco i już zawsze tak będę!)
Dochodzimy...
Zaćmienie?
Promenadka + wózek
Marjan?
Split - miasto, do którego trzeba wrócić, najlepiej wieczorem, co tez zamierzam uczynić podczas tegorocznego pobytu na Bracz.
Na koniec odcinka parę widoczków na Baśkę Vodę, które przecież KAŻDY ZNA
Jakieś drzewa ...
Zachody słońca ...
Hvala