Re: Jesteśmy na wczasach. W tych góralskich lasach..Zima 201
Sobota 02.03.2019Palenica Białczańska-Wodogrzmoty Mickiewicza-Morskie OkoZimowe Tatry marzyły nam się od kilku lat, ale jakoś nigdy nie było sposobności. Po pierwsze od nas to jest trochę za daleko, by jechać na weekend, nawet taki 4 dniowy. Po drugie branie zimą dłuższego urlopu chyba nie mieściło się w naszym światopoglądzie
W końcu jednak dojrzeliśmy do zmiany przyzwyczajeń- wyczekaliśmy aż wszystkie województwa skończą tegoroczne ferie i pomknęliśmy na Podhale, licząc, że w górach odnajdziemy trochę spokoju oraz zimę, której ostatnio na nizinach brakuje.
Na pierwszy cel wybraliśmy chyba najbardziej banalną, oklepaną i popularną trasę, no bo w końcu trochę zieloni jesteśmy jeśli chodzi o tatrzańską zimę. Na szlak dojechaliśmy jak zwykle busem, bo weekend i z miejscem parkingowym może być problem.
Czas zacząć zimową przygodę:
Widoki są już na początku:
Zwykle odcinek z dołu do Wodogrzmotów bardzo mnie męczy, ale teraz odkrywam wszystko na nowo.
Normalnie to te barierki były trochę wyżejPo Wodogrzmotach następuje niezwykle długa monotonia, dodatkowo jakoś bez formy jestem. Ostatnio źle znoszę pierwszy dzień w górach, to chyba starość
Po nudzie dochodzimy wreszcie do Włosienicy. Roztacza się stąd ładny widok, toteż wszyscy robią fotki, my też:
Włosienica to też miejsce gdzie zatrzymują się fasiągi- stąd każdy musi dotrzeć do schroniska pieszo. A do przejścia jest około 2 km.
Odcinek którym teraz pójdziemy jest w zimie niebezpieczny, bo narażony na lawiny. Nasza wycieczka odbywała się jednak przy pierwszym, najniższym stopniu zagrożenia lawinowego.
Dotarliśmy do schroniska w całości, ale to co działo się w środku raczej nie różniło się wiele od tego co dzieje się tutaj w wakacje. Jakimś cudem znaleźliśmy wolne miejsca( w przejściu, bardzo niewygodne) i pożarliśmy szarlotkę. Po odpoczynku nie pozostało nic innego jak nacieszyć się zimowym Morskim Okiem.
Ale to nie takie proste. Żeby zejść nad taflę jeziora, trzeba pokonać króciutki, ale bardzo stromy chodniczek, w dodatku oblodzony. Z początku obserwowałam jak różnej maści
trampkowicze mordują się(chociaż powieszono liny do asekuracji) z tym wejściem/ zejściem i powiedziałam, że chyba nie idę
Tyle, że my mieliśmy w plecakach tajną broń i właśnie postanowiliśmy jej użyć.
Otóż uznaliśmy, że to krótkie zejście będzie idealne na naukę chodzenia w rakach. No to wystroiliśmy się i w 30 sekund byliśmy na dole.
Teraz można spacerować po jeziorze, latem takich atrakcji tu nie ma
Schronisko jak widać, oblegane o każdej porze roku:
Grubość lodu to obecnie około 70 cm, więc spokojnie można spacerować. My przeszliśmy się na drugi brzeg jeziora i z powrotem.
Moglibyśmy tam łazić bez końca, ale ostatni bus o 17. 20, trzeba się zbierać. Wygrzebanie się z oblodzonego dołka za pomocą raków poszło sprawnie, a przy schronisku zamieniliśmy je na raczki(w górę szliśmy bez niczego, tzn ja z kijkami, ale na zejściu wolę jednak mieć coś antypoślizgowego, zwłaszcza, że w ciągu dnia setki nóg udeptały śnieg.)
Schodzimy tą samą drogą(innej za bardzo nie ma raczej) więc nie ma się nad czym rozczulać, robimy na koniec widokowe zdjęcie z drogi:
I pierwsza zimowa tatrzańska wycieczka zaliczona. cdn.