powiem tak:
rok 2002 lipiec powrót nocą z Chłapowa (czyli niedalekiego twojego sąsiedztwa) - żona była w ciąży i bała się jechać za granicę na Śląsk - okolice Gliwic.
1. Gdzieś pomiędzy Tczewem a Toruniem - z przeciwka leci TIR prędkość moja około 90 km/h nagle zauważam że kilkanaście metrów przed autem coś leży na drodze - pedał do oporu - oczywiście o zatrzymaniu nie było mowu ale dzięki ABS-owi udaje mi się na pełnym hamowaniu ominąć owe coś i minąć się na lusterko z tirem po czym kilkanaście metrów dalej widzę brak drogi - tym razem udało się stanąć już parę metrów przed przeszkodą. Łapy mokre - z okrzykiem k.... m.. wysiadam z auta - wszystko jasne - pierwszy przedmiot leżący to były resztki oznakowania (ograniczenie do 40km/h + roboty drogowe + zwężenie na jednej desce i 2 kozłach) natomiast brak drogi - był to uskok i zebrana droga na ok 40 cm głębokości - dalej ułożone palety z krawężnikami (spotkanie z czymś takim skutkować mogłoby tylko jednym
).
2. Jedziemy dalej kawałek za Toruniem jakaś bliżej nieokreślona wieś gdzie spotykamy się z czymś w stylu wyścigów szosowych w wykonaniu gównarzerii w samochodach o wysokowątpliwej sprawności bawiącej się na jakiejś disco w remizie OSP.
3. Na wylocie z tej wsi ludzie szeryfa z suszarką
oczywiście nic nie wiedzący o scenach rozgrywających się 4 - 5 km wcześniej - jechałem prawidłowo przejechałem nieniepokojony.
4. Gdzieś przed Łodzią - droga przez las jadę ok 90-100 km/h - z lasu wyłazi jeleń wielkości młodego konia - ABS potwierdził skuteczność po raz drugi - łapy znów spocone.
5. c.d. przed Łodzią jakaś wieś - godzina około 2 w nocy - wracający Pan Zygmunt (lub inny Czesiek) wyjeżdża na ukrainie z bocznej szutrowej nieoznaczonej drogi prosto na krajówkę - ABS ratuje chyba gościowi życie - choć w momencie kiedy znalazł się w moich światłach padł na środku - włączenie awaryjnych - wyjście z auta z wspomnianym wcześniej okrzykiem - Pan Józio okazuje się nieuszkodzony odprowadzam go na pobocze po czym pięścią i kopniakiem w dupę wymierzam karę za prowadzenie roweru w stanie nietrzeźwym. Wymierzam karę dodatkową w formie przejechania samochodem po kołach roweru (w celu dalszego skutecznego wyeliminowania delikwenta z ruchu drogowego).
6. Łódź - migające pomarańczowe - jak to często w nocy bywa i słusznie - jadę drogą z oznakowanym pierwszeństwem - tak myślałem dopóki przez skrzyżowanie w poprzek nie przeleciał ospoilerowany Kadet (na moje oko 130-140 km/h) obyło się bez hamowania bo nie zdążyłem nawet zareagować - więc tylko ze spoconymi łapami i czołem wypatrywałem z której bocznej drogi pojawi się coś podobnie zjawiskowego.
7. Od Łodzi do Częstochowy jadę pomiędzy wyprzedzającymi się na zmianę autobusami pełnymi babć śpiewających chyba by chcemy Boga ( bo byli czasem blisko jak obserwowałem manewry kierowców) natomiast ja starałem się przeżyć między nimi (no bo co tam jakiś 206 co się pod podłogę jelcza zmieści)
8. Już prawie rano - szarówka - godz okolice po 4 może 4.30 - Już prawie Sosnowiec - ufff - tu już prawie jak w domu - drogę znam - jest w miarę przyzwoita - więc jedziemy - lizak- o co k.....
chodzi - no tak 82 na ograniczeniu 70 km/h. Panie tu wszyscy przekraczają bo nie wiadomo po co ktoś to ograniczenie postawił ale znak jest znak i płacić trzeba - tłumaczył mi Pan Władza - ma rację - na 0,7 chłopakom wystarczyło i pojechałem dalej.
Trochę przydługawe ale to ostatnia trasa jaką w Polsce pokonałem tej długości więc zapamiętałem ją dość dobrze.
Teraz jedyne drogi jakie mnie interesują to trasa Gliwice - Gierałtowice (9 km) - żona jeździ do pracy i maltretuje zawieszenie, oraz z wiadomych względów Gierałtowice - Zwardoń