napisał(a) Iggy » 17.05.2012 11:35
Przypomniała mi się taka historia jeszcze z 2005 roku. Też dotyczy szwagra i jego pojazdu. No tak się składa, że francuskiego (nie, żebym był jakimś wrogiem Francji
) - Peugeot 406. Był już mocno sterany, niemniej jeżdżący. Przed wyjazdem przegląd, wymiana co bardziej zmęczonych części i w drogę. Ponieważ ja wtedy jechałem rocznym Fiatem Pandą, więc akurat pasowało to do siebie - jakby nie patrzeć możliwości 406-tki, nawet wiekowej, są znacznie większe, niż Fiacika.
Jechaliśmy przez Austrię i Słowenię po dość sporych górkach - jak ktoś kojarzy przejście graniczne w Loiblpass to mniej więcej wie, jak to wygląda. I tam się okazało, że Peugeot nie ma ochoty jechać pod górkę. Znaczy się jakoś jedzie, ale spod maski walą gejzery i w trosce o całość motoru trzeba co jakiś czas się zatrzymywać. Śmiesznie to wyglądało już na szczycie w Loiblpass. Śmiesznie, dla strażników tam siedzących, bo nagle zza winkla jakiejś skałki wyłonił się dostojnie poruszający się wielki Peugeot o napędzie ręcznym (dopchaliśmy go już do parkingu na granicy), a za nim rączo poruszająca się kruszynka w postaci Fiacika Panda. Na szczęście potem było już lepiej, bo droga nie była już tak górzysta.
W Chorwacji zasięgnęliśmy opinii u naszego Nevio i ten nam polecił jakiegoś swojego znajomego, który obiecał przyjrzeć się problemowi.
Po diagnozie strasznie było nam głupio (cóż, dolę, niedolę i wstyd dzieli się wspólnie - tym bardziej ze szwagrem), bo okazało się, że źródłem problemu jest... zapchana owadami chłodnica w Peugeocie, której szwagier kilka(-naście) lat nie czyścił.
Myjka ciśnieniowa i powtarzane kilkakrotnie mycie chłodnicy problem całkowicie rozwiązało i droga do Polski przebiegła już bez zakłóceń
To jako przestroga, by nie zapominać o takich - w sumie - duperelach przed wyjazdem