No dobrze, zmobilizowaliście mnie, abym w końcu to dokończyła
ODCINEK XVIII NUDA W OREBIĆU I PODSUMOWANIEW ostatnie dni naszego pobytu na półwyspie ogarnęła nas nuda i lenistwo. Nie robiliśmy kompletnie nic. A może to była fjaka? W każdym razie nasze zblazowanie osiągnęło taki stopień, że w te ostatnie 2 dni miejscowe trunki degustowaliśmy już do śniadania:
Czasem konsumpcja rozpoczynała się dopiero w Beach Barze:
Ostatnie chwile spędziliśmy albo na balkonie, albo na plaży(ale już nawet nam się kąpać nie chciało), albo włócząc się bez celu:
Ostatniego wieczoru dokonaliśmy wiekopomnego gastronomicznego odkrycia. Wybraliśmy się w końcu do konoby Olive Graden, która jeszcze kilka dni temu była nieczynna.
Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, że siedzimy w ogródku oliwnym, każdy stolik pod swoim drzewkiem. Widoku na morze nie ma, ale jest to tylko jeden minus, który nie przesłania plusów
Wita nas ten sam Gospodin, co poprzednio, mówiąc:
Vi govorite hrvatski?Da!.....yyyy, malo Vidim ! Postanowiłam zebrać się na odwagę i spróbować czegoś nowego. Padło na crni rizot, którego nie zamawiałam nigdy wcześniej, ze względu na odrzucający wygląd, przypominający nieco rozmamłaną kaszankę
No i przekonałam się kolejny raz, że nie należy oceniać książki po okładce. To było tak dobre, aksamitne i doskonałe, że wręcz nie umiem opisać tego słowami
Pan S. zamówił stek z tuńczyka, podobno również bardzo dobry.
W konobie poza właścicielem i jego rodziną, rządzą koty:
Moje risotto było na tyle duże, ze oczywiście nie dojadłam do końca(Pan S. nie jadający morskich stworów nie chciał po mnie dojadać), na co Gospodin spojrzał z wyrzutem. Poczułam zatem potrzebę się wytłumaczyć:
Bilo je super, ali za mene mnogo!Drugi put porcija za decu! No jakoś nie pomyślałam
Na koniec jeszcze po kielichu darmowej wiśniówki i koniec dobrego
Olive Garden bardzo polecam, zwłaszcza jeśli akurat jesteście na zakupach w dużym Tommym, albo mieszkacie na campingu Nevio. Z centrum Orebića, to jest jednak trochę daleko
Po powrocie do apartmanu kończymy proces pakowania, w trakcie którego nasza gospodyni przynosi rakiję dla S., którą sobie wcześniej zamówił. Ja rozochocona wiśniówką z konoby pytam:
Imaš nešto slatko? Liker od višnja ili nešto?Imam, imam. Višnja, grožđe, šipak, mirta, rogač....Już nawet nie pamiętam, co tam jeszcze było, ale nie minęła minuta jak znaleźliśmy się w piwniczce gospodarzy degustując te wszystkie nalewki. Chwiejnym krokiem opuściliśmy alkoholowe królestwo, bogatsi o takie zakupy:
Cedevita, to jednak jest ze sklepu
Na koniec żegnamy się z właścicielką, która mówi, że byliśmy
predivni gosti(pewnie mówi to wszystkim, ale i tak milusio
)
Na drugi dzień wcześnie rano wyjeżdżamy, ale nie zwiedzamy nic po drodze, bo ten Pelješac to od nas cholernie daleko i droga ciągnie się w nieskończoność. Nic szczególnego, poza korkami we Wiedniu się nie wydarzyło
PODSUMOWANIENa początku relacji zadałam pytanie typu "Czy Pelješac okaże się naszym miejscem na chorwackiej ziemi i będziemy jeździć tam na wakacje co roku?
Otóż odpowiedź na pytanie brzmi:
NIEPelješac to przede wszystkim zachwycające widoki i jak dla nas to właściwie tyle z plusów. Czegoś nam zabrakło, i wcale nie chodzi o to mityczne, nieokreślone "coś", bo zabrakło rzeczy całkiem konkretnych:
plaży, która powaliłaby nas na kolana. Owszem, te na których byliśmy, czyli dostępne z lądu są całkiem ładne, ale takie można znaleźć w zasadzie wszędzie w Chorwacji, nie trzeba specjalnie tłuc się na półwysep.
starych miasteczek. Właściwie, to jest tylko Ston, który nie leży nad pełnym morzem, ani nawet większą zatoką, więc z innymi chorwackimi miastami przegrywa. Owszem, wiele wynagradza bliskość Korčuli, ale Korčula, to nie Pelješac.
Prócz rzeczy których zabrakło, były też rzeczy zbędne:
zieleń
Jednak chyba wolimy pustynną Chorwację
Miałam też wrażenie, że ta duża ilość roślinności, powoduje tropikalną pogodę w ostatnie dni- naprawdę nie dało się wytrzymać. Upał i pochmurne niebo to najgorszy typ chorwackiej pogody, już chyba wolałabym, żeby lało w ostatnie dni
Wino i ostrygi czy tam inne małże
Wiem, że niektórzy specjalnie po to jadą na Pelješac, ale nie jesteśmy koneserami żadnej z tych rzeczy, więc było nam obojętne
Cieszę się, że zdążyliśmy zobaczyć Pelješac przed oddaniem mostu, no i w ogóle, że zobaczyłam i wyrobiłam sobie swoje, niepopularne na forum zdanie. Ale były to chyba nasze najnudniejsze crowakacje, dlatego zbyt szybko tam nie wrócimy.
Abstrahując od półwyspu, to chyba czujemy lekki przesyt Chorwacją, dlatego na razie damy jej chwilę od nas odpocząć.
Dziękuję tym, którzy tu wytrwali do końca, szczególnie, że sama nie bardzo wytrwałam
Ale jako, że wyjazd był nudny, nudna jest też ta relacja, pisało mi się ją dosyć ciężko.
KONIEC