Cropidło napisał(a):Witam.
W Orebiciu byłem cztery razy.
dwa razy tam i dwa razy nazad z Korculi.
Czy to się też liczy?
Chyba musisz zapytać koleżankę
mysza73 Abakus68 napisał(a):I Ale ponoć urlop jest od robienia rzeczy, których na co dzień się nie robi.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam
Ale to chyba nawet zdrowe
Abakus68 napisał(a):Dobrze, że chociaż Ty piszesz:)
Liczę, że i Ty coś napiszesz
Nie musi być od razu, możesz poczekać aż ja dokończę.
Kobal66 napisał(a):Dosiadam się i czekam na kolejne odcinki.
Orebič zaliczony kilka lat temu ale, ciągnie aby wrócić na Peliešac.
Rozgość się
ODCINEK IDługa jak zwykle droga nad JadranTo będzie długi i nudny odcinek, ale podobno droga do celu bywa ważniejsza niż sam cel, więc musimy razem przez to przebrnąć(tzn. Wy nie musicie
Wyjeżdżamy z domu w Gorzowie o 7 rano. Jest sobota 12 czerwca 2021 roku. Droga przez Polskę mija szybko i bezproblemowo, ponieważ odkąd mamy S3 prawie pod sam Wałbrzych wycieczki na południe stały się przyjemniejsze(jazda przez A4 w okolicach Legnicy to było zawsze traumatyczne przeżycie
). Pierwsze schody zaczynają się w Czechach. Do całego wyjazdu podeszliśmy bardzo beztrosko, ja na nasze forum ostatnio zaglądałam rzadko... Z resztą wszystkich ostatnio i tak nurtowały tematy covidovych ograniczeń. Kogo by tam interesowały jakieś objazdy, winiety czy inne ceny paliw...
No właśnie.. Winiety. Nie mieliśmy pojęcia, że teraz w Czechach są elektroniczne
. Takie zwykłe też się da kupić, ale tylko w wyznaczonych miejscach:
na poczcie
na stacjach Eurooil
w automatach przed wjazdem na autostradę
Poczty na czeskim odludziu szukać nam się nie chce(zresztą jest sobota, może być nieczynne), do Eurooila daleko i nie po drodze, a w te automaty to w ogóle nie wierzę. Stajemy zatem gdzieś na uboczu i zamawiamy winietę elektroniczną. Dobrze, że te czeskie są ważne od razu. Takim sposobem zmarnowaliśmy dobre półgodziny. No i wcześniej się jeszcze trochę pogubiliśmy, ale to już nasza czeska tradycja
Odcinek Ołomuniec-Brno jedzie nam się bardzo ciężko i to wcale nie z powodu robót drogowych
Leje tak, że nie widać absolutnie nic
Nawet tych robót drogowych
Na południu Czech zaczynamy być głodni, więc wypatrujemy jakiegoś przydrożnego Maca
Taki nadarza się na początku Austrii, ale wcześniej jeszcze krótki przystanek na zakup winietki. Mikulova, jak zwykle nie było czasu zwiedzać
W austriackim Macu wisi plakat, że do środka można wejść tylko po negatywnym teście lub szczepieniu
Oczywiście mamy ze sobą dokumenty uprawniające do przekroczenia progów tego przybytku, ale nikt nic nie sprawdza
Po śmieciowym obiedzie zaraz Wiedeń, który mijamy szybko i bezkorkowo. Potem nużąca autostrada i wreszcie Mureck i objazd słoweńskich wiosek. Nieco się ożywiamy. Na granicy w Cvetlin jesteśmy my i za nami jeszcze jeden samochód. Wtedy jeszcze trzeba było się wylegitymować "paszportem covidovym" ale już za momencik zniosą ten obowiązek. Pogranicznik bierze nasze kody QR, które wydrukowaliśmy sobie z naszych kont pacjenta i zeskanował je zwykłym skanerem do kodów kreskowych
Ale nic, a nic się nie czepiał. Wreszcie jesteśmy w Chorwacji
Pozostał nam tylko krótki odcinek- nocleg tranzytowy mamy w miejscowości Sveti Križ. Tu znów marnujemy trochę czasu, bo nawigacja każe jechać drogą, która okazuje się zamknięta
Do celu docieramy już po ciemku, ale o przyzwoitej jeszcze porze. Idziemy na mały ryneczek, gdzie w knajpce wypijamy pierwsze Ožujsko i witamy się z chorwackimi kotami. Ale za długo siedzieć nie możemy, bo jutro jeszcze długa droga(ale już trochę krótsza
W niedzielę wstajemy z samego rana i udajemy się do pekary po burki.
Teraz pasowałoby napić się dobrej chorwackiej kawki. Takiej z ekspresu, z pianką. Siadamy w barze, gdzie miejscowe dziadki od samego rana spożywają różne trunki. Uwielbiam te caffe bary z chorwackimi dziadkami
R. Makłowicz w jednym z dalmatyńskich odcinków w zeszłym sezonie wypowiedział takie zdanie:
Kawa w Chorwacji wszędzie jest doskonała!. No to zobaczymy, czy rzeczywiście tak jest.
S. zamawia nam 2x cappucino i z dziwną miną oznajmia:
W ogóle nie słyszałem dźwięku ekspresu, a w ogóle to gość sypał jakiś proszek do filiżanek Eee, może Ci się zdawało?Kawa przychodzi i okazuje się, że rzeczywiście jest z proszku
(fuuuuj)
Takie rzeczy w cro?
S:
Ja tego nie będe pił!Ja:
Idź się awanturować!!!S. chyba jednak jest już w nastroju wakacyjnym i odmawia awantury.
Przenosimy się do baru obok. Dopadając do lady wygłaszam:
Molim kavu. ALI IZ APARATA!!!!Kun starcza nam tylko na jedną, a kartą płacić nie można
Po porannych przygodach jedziemy autostradą robiąc może ze 2 przerwy, zdjęć po drodze nie robię bo nie umiem, ale mąż bardzo prosi by mu sfotografować Pelješki Most. A to niech ma:
Około 16 lądujemy w Orebiću i tu zacznie się dość stresujący etap. Jako, że była to podróż beztroska, to oczywiście pojechaliśmy w ciemno. Początkowo chcieliśmy sobie coś zaklepać, ale z tymi apartmanami oglądanymi w sieci zawsze coś było nie tak. A to brak parkingu, a to bez widoku na morze, a to bez balkonu, a to przy głównej drodze, a to wystrój wczesny Tito
Wytypowałam 2 najlepsze apartmany. Podjeżdżamy pod pierwszy z nich. Okazuje się, że sprzątnęli nam go sprzed nosa rodacy
(ciekawe czy to ktoś z cro.pl;)
Apartament nr 2 jest tańszy, ale ma gorszą lokalizację. Spróbujemy szczęścia tam. Pod domem stoją samochody więc ktoś tu musi mieszkać. Pukamy, ale nie ma reakcji. Zaczynam się denerwować i złorzeczyć, że już nigdy więcej nie jadę w ciemno. Znajdujemy w internecie nr do właścicieli. Dzwonimy. Odzywa się automat. Po niemiecku
Wchodzę na jakąś chorwacką stronę z apartmanami i znajduję inny nr. Ktoś odbiera i zaraz przyjdzie
Wyłania się bardzo sympatyczna kobitka, może kilka lat starsza od nas:
Ja sam Kata, a Vi?Widzę, że chce nam podać rękę,ale po chwili ją cofa mówiąc:
A neee, korona!!! Za chwilę nastąpi coś, czego w Chorwacji bardzo nie lubię:
Sprechen Sie deutsch? Ne, ali razumemo hrvatski Oglądamy apartman, przyklepujemy deal
Właścicielka opowiada nam trochę o tym jak beznadziejny był dla nich poprzedni sezon(tzn. sierpień był normalny, ale pozostałe miesiące nędza)i mówi, że ma nadzieję, że w tym roku będzie lepiej. Jesteśmy gośćmi nr 4 w tym roku. Dostajemy powitalne
domaće vino i arbuza. Siadamy na balkonie z którego mamy taki widok:
Na tym balkonie spędzimy znaczną część naszego urlopu
Na razie nie siedzimy zbyt długo, bo musimy załatwić 2 sprawy: wymienić walutę(gdzie się dało płaciliśmy kartą, ale w wielu konobach kart nie przyjmują) i zjeść wreszcie jakąś obiadokolację. Idziemy do polecanego na forum oraz przez Makłowicza
Dalmatinca. Ale wiem, że np. Katerinie tam nie smakowało i mam małe obawy
Ja zamówiłam pržene lignje, S. jakieś mięso
na žaru. Było w miarę, ale bez rewelacji. Dalmatinac dostanie od nas jeszcze jedną szansę, zobaczymy...
Wracamy do naszego apartmanu, który jest dość mały(35m2), ale ma wszystko czego potrzebujemy: klimatyzację(raz wyleciały z niej kostki lodu
), balkon z widokiem, ładną łazienkę, dobrze wyposażony aneks kuchenny, zacieniony parking... oraz rzeczy, których kompletnie nie potrzebujemy, typu deska do prasowania, albo 90 niemieckich kanałów w TV
No dobrze, to na dziś wystarczy. Kończymy
domaće vino i idziemy spać.
Obiecuję, że w następnych odcinkach, będzie mniej paplaniny a więcej zdjęć.