ODCINEK VII. KORČULAMy to z Orebića na Korčulę mamy bardzo dobre połączenie. Nie musimy wstawać rano, za piętnaście trzecia, śniadania jeść na kolację, ani godzinę iść na przystanek do mleczarni
Z tego powodu, że jest tak dobrze, to zanim się wygrzebiemy, lądujemy w porcie w Orebiću koło południa
Na Korčulę możemy dostać się na dwa sposoby:
statkiem pasażerskim(za 15 kun)
promem dla samochodów(za 16 kun)
Wygodniej statkiem pasażerskim, bo ten wypluje nas tuż przy murach starego miasta. Natomiast z promu trzeba spory kawałek się przejść do centrum(prom zatrzymuje się w porcie Korčula Dominče). Trafiliśmy akurat dość pechowo, bo prom jest za pół godziny, a pasażerski dopiero za godzinę-chociaż w innych godzinach odpływały jednocześnie). To popłyniemy w tę stronę promem. Po drodze wstępujemy jeszcze na lody do oazy. Oczywiście papram tymi lodami(pistacjowymi) moje białe wyjściowe wdzianko, co doprowadza mnie do rozpaczy. Bo na Korčuli czeka nas pewne wydarzenie towarzyskie, na którym nie chcę wypaść jak jaki flejtuch
No, ale jak ktoś sierotowato je, to już trudno
Sveti Krševan już na nas czeka:
Samochodów nie ma zbyt wiele, więc załadunek idzie szybko i sprawnie. Odpływamy patrząc na Orebić:
Część hotelowa, do której nigdy nie dotarliśmy:
Korčula coraz bliżej:
Dopływamy do portu:
Podziwiamy krajobraz:
Rejs nie trwał zbyt długo, teraz najgorsze. Z tego portu do centrum jest ze 2,5 kilometra. Niby nie dużo, ale upał zaczyna się dawać we znaki i idzie się ciężko. Na początku mijamy teren campingu, który wydaje się być całkiem luksusowy.
Mijamy małą plażę:
W pocie czoła docieramy wreszcie do małego portu:
Nie widać zbyt wielu chętnych na wycieczkę taksówką wodną:
Na początek idziemy do Konzuma, by wygrzebać coś do picia z najgłębszych czeluści lodówki. Oczywiście wodę mamy ze sobą, ale jej temperatura jest już pewnie dużo wyższa niż pokojowa
Siedzimy w cieniu z pół godzinki, ale w końcu trzeba rozpocząć zwiedzanie i dokumentację fotograficzną
Z drugiej strony:
Kierujemy się w stronę katedry sv. Marko:
Za 25 kun można wejść na wieżę. Na tę atrakcję decyduje się tylko małż, gdyż ja gdzieś wyczytałam, że końcówkę wchodzi się po drabinie
Ale nigdzie nie mogłam znaleźć zdjęcia tej drabiny, więc postanowiłam nie ryzykować
Wakacje mają być przyjemne, a nie stresujące
Nie wiem czy to TA drabina
Widoki...
...nie są jakieś bardzo imponujące, bo wieża nie jest za wysoko, więc nawet mi specjalnie nie żal
Schody są nieco klaustrofobiczne:
Idziemy pospacerować po miasteczku. Robię sobie fotkę z zabawnym stojakiem:
Zauważam, że ceny w konobach są tu o wiele wyższe niż na Peljeszczaku, ale to przecież nic dziwnego.
Każda okazja jest dobra, by się schować w cieniu:
Podziwiając drzewa z kolorowymi kwiatami o mało nie łamię nogi, bo gapiąc się na owe kwiaty nie zauważam schodka:
Widok w inną stronę:
Mała jest ta Korčula i oblecieliśmy ją szybciutko, ale ja to bym jeszcze połaziła po tych wąskich uliczkach zaglądając w zakamarki, ale... Pan S. jest tego dnia tak marudny, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Od samego przyjazdu zrzędził, że mu gorąco i nie chce mu się nigdzie łazić
Oczywiście leżeć na plaży to mu się też nie chce, bo na to też za gorąco.
Znajdujemy sobie miejscówkę w cieniu i siedzimy chyba z godzinę:
Kot raczej też ma dosyć:
Jeszcze trochę posiedzimy w cieniu:
I idziemy na obiad i cromaniackie spotkanie
A gdzie i z kim się spotkaliśmy dowiecie się w następnym odcinku